Po pięciu spotkaniach „zieloni” mają trzy punkty na koncie. Ktoś powie, że w każdym z przegranych spotkań byli tylko gorsi o jedną bramkę od przeciwnika, jednak byli gorsi.

W sobotę mecz rozkręcał się dość wolno. Na tyle wolno, że niektórzy z siedemdziesiątki kibiców obserwujących „popisy” piłkarzy domagali się od sędziego zakończenia meczu już po… 20 minutach. Oglądaniu jak i grze nie pomagał deszcz, bowiem na przemian lało, padało, mżyło i zacinało.

Pierwszą groźną akcję wypracowaliśmy po kwadransie, gdy po błędzie bramkarza Victorii do piłki dopadł Sebastian Dresler, lecz trafił tylko w obrońcę stojącego w bramce. Po chwili Michał Marciniak otarł pot z czoła, ponieważ po strzale rywali piłka minęła słupek jego bramki.

Potem celnie strzelił Patryk Wojtyniak, w dobrej okazji znalazł się Dawid Rokuszewski, który zamiast strzelać, podał piłkę pod nogi obrońców z Rąbienia. W 35. minucie po doskonałym podaniu za linię obrony Rokuszewski wyszedł sam na sam z bramkarzem i mógł zapytać golkipera gości, w który róg posłać piłkę. Nasz skrzydłowy z całej siły walnął w bramkarza.

 - „Roki”, to musi być 1:0! – krzyczał do kolegi kapitan Włókniarza, Dawid Kosatka.

Potem jeszcze tragicznie rzut wolny wykonał Kamil Kozanecki, a tuż przed przerwą za bramką Marciniaka zaparkowała fura ze szczęściem. Nasz bramkarz świetnie obronił strzał z bliska, a po pomysłowo rozegranym kornerze, piłkarz gości przymierzył przy słupku. Piłka już minęła ręce naszego bramkarza, lecz na linii bramkowej stał Bartosz Jarych i wybił futbolówkę głową.

W drugiej połowie Włókniarz miał przewagę. W 50. minucie po podaniu Wojtyniaka w sytuacji sam na sam znalazł się Dresler, lecz nie trafił w bramkę. Trzy minuty później Marciniak czujnie złapał piłkę po strzale z woleja.

W 63. minucie kolejna prostropadła piłka od Wojtyniaka rozerwała obronę gości. Doszedł do niej Kozanecki i z zimną krwią wykorzystał sytuację sam na sam z bramkarzem. Wreszcie prowadziliśmy 1:0.

W 66. minucie Kozanecki nie wykorzystał kolejnej okazji, stając oko w oko z golkiperem gości.

60 sekund później po kolejnym prostopadłym podaniu „Koza” już się nie pomylił i płaskim uderzeniem pokonał bramkarza z Rąbienia. Było 2:0.

Ledwie pięć minut zajęło przyjezdnym zdobycie kontaktowej bramki – sposób w jaki „rozklepali” naszą obronę zasługiwał na słowa uznania. Marciniak nie dał rady obronić strzału w dalszy róg.

W 76. minucie gracze Victorii nieznacznie chybili obok naszej bramki, a w 80. minucie piłkarze Włókniarza mieli kilka okazji, by skierować do siatki piłkę fruwającą w polu karnym gości. W końcu spadła pod nogi Kozaneckiego, który strzelił dokładnie tam, gdzie stał bramkarz.

W 86. minucie nastąpiło 60 sekund, które wstrząsnęło Włókniarzem. Najpierw po faulu Maksymiliana Kowalskiego goście pewnie wykorzystali rzut karny. Minutę później gracz Victorii przejął piłkę na naszej połowie i uderzeniem przy słupku pokonał Marciniaka.

W końcówce marną komedię w polu karnym gości odegrał Kozanecki, domagając się faulu bramkarza. Victoria mogła wygrać wyżej, ale tak jak w Poddębicach, w ostatniej minucie meczu Włókniarza uratował słupek.

Włókniarz: Marciniak – Kosatka, Mazur, Mendak, Jarych – Rokuszewski (55. Kowalski), Jesus (64. Sobytkowski), Żabolicki (46. Przyk), Wojtyniak, Dresler (72. Kuchciak) – Kozanecki.