Środowa „czerwień” Dolewki to już trzecia czerwona kartka w tym sezonie. W pierwszej kolejce w Głownie do końca meczu nie dotrwali Patryk Stachowski i Filip Kmieciak (już gra w Pogoni Zduńska Wola). Teraz padło na doświadczonego pomocnika.

- Do tej czerwonej kartki trzymaliśmy się na boisku naprawdę dzielnie – mówi Michał Adamkiewicz, trener Iskry. – To był typowy mecz walki, nie ustępowaliśmy łodzianom.

W pierwszej połowie ŁKS strzelił, a właściwie nie wiadomo, czy strzelił jednego gola. Po stałym fragmencie gry Cezary Kowalczyk obronił strzał z bliska, zbijając piłkę do boku. Futbolówka dość niefortunnie wylądowała w okolicach linii bramkowej. W okolicach, bo…

- Naszym zdaniem nie przekroczyła jej całym obwodem – uważa trener Iskry. – Niemniej arbiter zdecydował się uznać bramkę.

Po pierwszej połowie mógł być remis, ale w dobrej okazji Łukasz Mordon trafił w poprzeczkę.

Po zmianie stron gra Iskry wyglądała naprawdę przyzwoicie. Do 70. minuty, gdy z boiska wyleciał Dolewka.

- ŁKS nas przycisnął i zaczęliśmy się gubić. W osłabieniu straciliśmy trzy bramki – dodaje szkoleniowiec.

Osobny akapit należy się arbitrowi, który prowadził mecz po gospodarsku.

- Jego dziwne, nie do końca zrozumiałe decyzje, wybijały nas z rytmu – przyznaje Adamkiewicz. – Nie mówię, że wypaczył wynik meczu, ale w kilku sytuacjach mógł zagwizdać inaczej…

Iskra: Kowalczyk – Pawlak, Sowiński, Polit, Dawid Kacprzyk – Biskupski, M. Kacprzyk (Gertner), Pijarowski (Skutecki), Dolewka, Mordon – Drąg (Dominik Kacprzyk).