Kolejki pabianiczan na ulicy Armii Czerwonej (dziś ul. Zamkowa) ciągnęły się przez ponad 200 metrów. Przed dwoma punktami wymiany pieniędzy godzinami stali wszyscy ci, którzy mieli parę złotych oszczędności. Byli wśród nich chłopi z Bychlewa, Chechła, Górki Pabianickiej, Ksawerowa – zwłaszcza kułacy (zamożniejsi rolnicy, przeciwnicy kolektywizacji). Powód? Władze Polski zarządziły wymianę pieniędzy. W rzeczywistości „kładły łapę” na oszczędnościach obywateli i dolarach przysłanych przez krewnych z Ameryki.

Za 100 starych złotych (w banknotach wypuszczonych w 1945 roku) państwo obiecało dać 3 nowe złote (w banknotach z datą emisji: 1948 rok). Ale tylko tym obywatelom, którzy mieli oszczędności na książeczkach PKO (do 100 tysięcy zł). Kto trzymał gotówkę w domu albo miał w banku więcej niż 100 tysięcy starych zł, ten tracił dwie trzecie swych oszczędności – za każde 100 starych zł dostawał w punkcie wymiany zaledwie 1 zł.

Ustawa o wymianie pieniędzy została posłusznie (jednogłośnie) przyjęta przez posłów na Sejm. Dochodziła godzina 23.00. Dyrektorzy wojewódzkich oddziałów Narodowego Banku Polskiego, kilkanaście godzin wcześniej wezwani do Warszawy na pilną naradę, wracali do swoich miejsc pracy eskortowani przez uzbrojonych ubeków. Mieli dwa zadania: przygotować punkty wymiany pieniędzy i nadzorować te punkty. Nowe banknoty, starannie dotąd ukrywane w skarbcu banku narodowego, rozwożono po kraju ciężarówkami w eskorcie wojska.

Ogłoszono też, że każdy obywatel, który ma dolary, funty albo złoto, musi je odsprzedać państwu - po cenach urzędowych, czyli za bezcen. Komuniści szacowali, że w rękach rodaków jest blisko 900 milionów dolarów. Mieli chrapkę na tę kasę.

Po co ta wymiana?

Polacy nie ufali nowej władzy, wspieranej przez sowieckie czołgi. Nie odkładali pieniędzy w państwowym banku, chowali je w domach. Największe oszczędności mieli rzemieślnicy, prywatni przedsiębiorcy i rolnicy z kilkunastoma hektarami ziemi. Właśnie tych „spekulantów”, „kapitalistów” i „kułaków” władza chciała złupić w pierwszej kolejności. Powodem wymiany pieniędzy były także pustki w kasie państwa, która finansowała zbrojenia wymuszane przez Związek Radziecki. Płaciła też za zakup na Zachodzie technologii potrzebnych ZSRR.

Oszukańcza wymiana pieniędzy miała się rozpocząć w poniedziałek, a już w niedzielę Polacy pobiegli do knajp, by napić się wódki w starej cenie. Poranne gazety doniosły bowiem o szykowanej podwyżce cen alkoholu. „Wzrost cen wódki zarządzono w trosce o dobro całego narodu, o zdrowie ludności oraz dla uniknięcia szkód materialnych i demoralizacji jaką pociąga za sobą nałóg pijaństwa” – pisano na pierwszych stronach gazet. Spirytus i wódki zwykłe drożały o 50 proc., wódki gatunkowe – o 40 proc.

Według prasy i radia, podwyżkę cen alkoholu Polacy powitali z radością i zrozumieniem.

„Wszystkie żony i matki cieszą się z mądrego zarządzenia władzy ludowej. Bo wreszcie ukróci się plagę pijaństwa, która szerzyła się głównie dlatego, że wódka była tania. Wierzę, że z pomocą partii i władz rządowych uda nam się powoli odciągnąć naszych mężów od tego paskudnego nałogu” – cytowano wypowiedzi obywatelek z miast i wsi.

Helena Morawska, tkaczka z pabianickich zakładów bawełnianych, ponoć napisała list do władz kraju, dziękując za: „stanowcze rozprawianie się z alkoholem – zmorą rodaków i przyczyną klęsk narodowych”. Tkaczka postulowała, by pieniądze z podwyżki cen wódki przeznaczyć na zakup mleka dla szkolnej dziatwy.

W niedziele po południu we wsiach zaroiło się od handlarzy chcących „po starej cenie” kupić świnie, krowy, zboże.

Polskie Radio ostrzegało, że władze nakazały Milicji Obywatelskiej surowo tępić wszelkie przejawy tego rodzaju cwaniactwa wśród obywateli”. Milicjanci z komendy w Pabianicach dostali rozkaz interweniowania w Bychlewie i Rydzynach. A w Polskim Radiu minister finansów, Konstanty Dąbrowski, z dumą oświadczył, że nowa złotówka szybko zrównana się z rublem - najsilniejszą walutą świata.

Wymiana pieniędzy miała trwać bardzo krótko, bo od 30 października do 8 listopada 1950 r. Władze utrudniły ją, celowo otwierając za mało punktów wymiany, zwłaszcza we wsiach i małych miastach. Liczyły, że wielu obywateli nie zdąży. A po 8 listopada stare złotówki traciły ważność.

Ludzie przynosili całe pudła i walizy starych pieniędzy. foto: Polska Kronika Filmowa 1950.

Hura, zabierają pieniądze!

W „Głosie Robotniczym” można było przeczytać wypowiedź robotnika z Pabianic, Czesława Chabowskiego: „Bogacze już nie będą panoszyć się w swoich autach i nowych mieszkaniach, bo państwo odbierze im niezasłużone dochody. A robotnik nic nie straci, ponieważ nie stać go na auto”.   

„Chłopska Droga” pisała, że „kapitaliści i spekulanci mieli ogromną ilość gotówki i wykupywali co się dało. Zanim towar dotarł do wsi, do gminnej spółdzielni – po drodze kupił go spekulant, aby potem odstąpić chłopu po lichwiarskiej cenie. Przemysł nasz dawał i daje coraz więcej towarów dla zaspokojenia potrzeb. Ale dopóki spekulanci i waluciarze mieli nieograniczoną ilość gotówki, towarów było wciąż mało i mało” - pisano.

Elektryk Zbigniew Dolas stwierdzał: „Jako robotnik ze złością patrzyłem na handlarki, które poprzednio spekulowały na nas i śmiały się, że przez dziesięć lat nie pójdą do pracy. Reforma pieniężna przekreśliła ich rachuby”.

W poniedziałek rano „Trybuna Ludu” na pierwszej stronie donosiła, że wymiana „przyjęta została przez masy pracujące Polski z głębokim zrozumieniem, uznaniem i zadowoleniem”. Robotnik Wiesław Chańczak stwierdził, iż „reforma walutowa jest najlepszym dowodem, że nasz kraj podnosi się gospodarczo. Każdy robotnik wie, iż rząd dba o nas i właśnie ta reforma to jeszcze jeden krok naszego rządu w kierunku poprawienia bytu klasy robotniczej”.

W Pabianicach szykowano wtedy uroczystość odsłonięcia pomnika Bohaterów Armii Radzieckiej na cmentarzu.

„Dla udokumentowania przyjaźni i jako wyraz wdzięczności za wyzwolenie spod jarzma hitlerowskiego społeczeństwo pabianickie ufundowało ze swych składek pomnik ku czci 251 żołnierzy radzieckich poległych w 1945 roku w czasie walk o Pabianice” – pisał „Dziennik Łódzki”. „Do tłumnie zgromadzonej publiczności przemówił przewodniczący Grodzkiego Komitetu Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej, ob. Russak. Przedstawiciel Armii Radzieckiej – pułkownik Osipow w krótkich serdecznych słowach gorąco podziękował społeczeństwu pabianickiemu za miłość i wdzięczność, jaką żywi dla żołnierzy Armii Czerwonej”.

Na tropie facetów z walizkami

Stare pieniądze były wymieniane na nowe tylko przez dziesięć dni. Po 8 listopada 1950 roku stare złotówki traciły ważność. Tak zarządziły władze kraju. Przed punktami wymiany gotówki kłębiły się tłumy. Trzeba było czekać 12-14 godzin. W kolejkach stojących na ulicy Armii Czerwonej (dziś Zamkowa)  wybuchały awantury i bijatyki. Milicja zatrzymała dwóch mężczyzn z walizkami, którzy próbowali wymienić ponad 3 miliony starych zł.

„Trybuna Ludu” donosiła, że „w Banku Inwestycyjnym w Warszawie zgłosiła się kobieta z wielkim tobołem pieniędzy na wymianę – 4,5 miliona zł. W Lublinie zanotowano przywożenia przez elementy kułackie starych pieniędzy w koszach od bielizny”.

Państwo z premedytacją utrudniało Polakom wymianę pieniędzy - by obywatele nie zdążyli pozbyć się bezwartościowych banknotów. Wiceminister Trąbczyński - prezes Narodowego Banku Polskiego, wydał zarządzenie, iż 1 listopada punkty wymiany pieniędzy będą czynne tylko od 9.00 do 12.00. Zamknięte mają być wszystkie sklepy prywatne.

Prasa donosiła: „1 listopada do okienek wymiany zgłaszali się przeważnie różnego rodzaju spekulanci miejscy oraz dość znaczna liczba bogaczy wiejskich”. Cytowano emerytowaną nauczycielkę, która miała stwierdzić: „Reforma walutowa dała dobrą nauczkę tym, którzy gromadzili swoje oszczędności w przysłowiowej pończosze. Kto miał pieniądze w PKO, temu wynagrodzono zaufanie do państwowych instytucji oszczędnościowych”.

2 listopada 1950 roku w zakładach pracy zakończono wypłacanie pensji w nowych złotówkach. Nad Dobrzynką pierwsi dostali wypłaty pracownicy fabryki żarówek. Nazajutrz po pensje poszli pracownicy „bawełny” i „chemicznej”. „W poniedziałek w godzinach popołudniowych, a szczególnie przez cały wtorek, wzmagał się ruch w sklepach z towarami przemysłowymi, gdzie sprzedaż prowadzona jest wyłącznie za nowe pieniądze” – relacjonowała prasa. „Poprawie ulega zaopatrzenie w bilon, szczególnie w kasach kolei i poczty oraz w komunikacji miejskiej. Przejściowe trudności z drobnymi pieniędzmi stopniowo zostają usuwane”.

Zachwycony wymianą pieniędzy łódzki aktyw Związku Młodzieży Polskiej napisał list dziękczynny do prezydenta Bolesława Bieruta.

„Z wielkim zadowoleniem witamy reformę walutową i wiemy, że kładzie ona kres bezprawnym machinacjom spekulantów, których pozbawia poważnej części nagromadzonych kapitałów. Pieniądze zagrabione na trudzie i pocie polskiego robotnika wracają do ich prawych właścicieli. Niezdolni jesteśmy w pełni wyrazić ogromu zaufania jakie mamy do Ciebie, Obywatelu Prezydencie i do Rządu Rzeczypospolitej Polskiej, ale wiemy, że i Ty masz zaufanie do naszej pracy. Przyrzekamy Ci, że wzmożemy nasze wysiłki i zaufania na pewno nie zawiedziemy”.

Bogatym oddawać nie trzeba

Jednak pojawiły się problemy. Na przykład spłaty długów państwu, krewnym, sąsiadom czy znajomym. W tej kwestii głos zabrała sama Rada Ministrów. Uznała ona, że za każde 100 zł pożyczone przed reformą walutową należy zwrócić 3 zł. Ale nie wszystkim. Skarbowi Państwa – trzeba zwrócić, krewnym – też trzeba, a zamożniejszym sąsiadom ze wsi – nie trzeba. Dlaczego? Rada Ministrów oświadczyła, że „zobowiązania chłopów małorolnych w stosunku do kułaków stanowią wyjątek”. I zapewniła, że za każde 100 zł (stare) pożyczone od kułaka nie trzeba zwracać mu 3 zł (nowych) – a tylko złotówkę.

W ten sposób zamożniejsi rolnicy natychmiast tracili dwie trzecie sąsiedzkich pożyczek.

Drugim problemem było zaokrąglanie cen w sklepach. Handlowcy nie wiedzieli, czy zaokrąglać „w dół”, czy „w górę”. Ministerstwo Handlu Wewnętrznego wydrukowało więc „tabele zaokrąglania cen pieczywa, wędlin, mąki, kasz, papierosów, węgla, cukru, soli i mydła”. Według owej tabeli, jeśli paczka papierosów kosztowała w starej walucie 374 zł, to w nowej powinna kosztować 11 zł 22 gr, ale ministrowie nakazali brać mniej, bo 11 zł 20 gr. Cenę kiełbasy „po nowemu” kosztującej 15 zł 94 gr, ministerstwo nakazało zaokrąglić do 15 zł 90 gr.

Masz złoto i dolary? Daj państwu!

Najoporniej szło obowiązkowe odsprzedawanie państwu złota, dolarów, funtów i platyny schowanych w domach Polaków. Powód? Państwo podyktowało żałośnie niskie ceny skupu i nie gwarantowało, że posiadacze obcych walut wyjdą bez kajdanek z banku. Dopiero kilka dni po ogłoszeniu „reformy walutowej”  Narodowy Bank Polski uspokajał obywateli takim oto komunikatem: „Ważne dla posiadaczy wolut obcych, monet złotych, złota i platyny.

NBP wyjaśnia , że przy odprzedaży państwu wspomnianych wartości do 13 listopada włącznie nie zachodzi potrzeba wypełniania jakichkolwiek bądź formularzy lub podawania nazwiska odprzedającego”.

Aby zachęcić krnąbrnych obywateli do zdawania osobistego majątku, państwo uruchomiło aparat propagandy, drukując w gazetach takie oto kłamstwa: „Poszczególne oddziały NBP notują stopniowe zwiększanie się napływu obywateli, których dotyczy obowiązek odsprzedania złota i walut. W bieżącym tygodniu liczba ta poważnie wzrosła. Globalna suma obcych walut sprzedanych oddziałom NBP w Warszawie 6 listopada przewyższyła rezultaty całego pierwszego tygodnia, utrzymując się 7 listopada na tym samym poziomie.

 

Zamykać waluciarzy!

Wrogami publicznymi szybko stali się handlarze dolarami.

Państwo wytoczyło przeciw nim najcięższe działa, oskarżając o rujnowanie kraju, doprowadzanie rodaków do ubóstwa i sprzyjanie wrogom Polski. Wyroki były drakońskie. 8 listopada 1950 roku sąd skazał na 10 lat ciężkiego więzienia i utratę praw publicznych Tadeusza Żwana, który w rękawie marynarki miał zaszyte dolary. „Wyrok jest zbyt łagodny!” – grzmiały gazety, pisząc: „funkcjonariusze MO zatrzymali Żwana wraz z przyjaciółką, której kupił mieszkanie. Zatrzymania dokonano podczas libacji. Na stołach stały baterie wódek i kosztowne zakąski”. Fotografię zakąsek paskudnego waluciarza pokazano w gazetach.

Roman Kubiak

artykuł z cyklu "Dzieje Pabianic"

Przeczytaj inne artykuły tego autora:

100 tysięcy dolarów czeka na pabianiczanina

Czy Mikołaj Kopernik pochodził spod Pabianic?

Jak szynka z Pabianic podbiła Stany Zjednoczone