Pod koniec grudnia 1918 r. do naszego miasta dociera nowina, że tędy będzie przejeżdżał Ignacy Jan Paderewski - światowej sławy pianista, wielki patriota i działacz niepodległościowy (niebawem pierwszy premier niepodległej Polski). Ma mu towarzysząc żona i brytyjska misja wojskowa. Paderewski będzie jechał pociągiem specjalnym z Poznania przez Pabianice i Łódź do Warszawy. W stolicy ma na niego czekać naczelnik Józef Piłsudski.

Wiadomość tę potwierdził łódzki dziennik „Rozwój” (sprzedawany także w kiosku na Starym Rynku w Pabianicach). Dziennik dodał, że pociąg specjalny z Paderewskim na 5 minut zatrzyma się tylko na dwóch stacjach: w Sieradzu i Pabianicach.

Będzie nim jechał także pułkownik Harry Wade – szef brytyjskiej misji wojskowej, przyjaciel Polski, który przyczynił się do wybuchu powstania wielkopolskiego. Pociąg miał wjechać do Pabianic kilka minut przed godziną 17.00.

Na dworcu tłum pabianiczan czekał już dwie godziny wcześniej. Były biało-czerwone flagi, kwiaty. Wszyscy chcieli zobaczyć wielkiego Polaka – choćby w oknie wagonu. Powiewały biało-czerwone flagi. Nazajutrz prasa nie napisała, czy gapie ujrzeli wielkiego Polaka choćby w oknie kolejowego wagonu.

    

Marzenie o robocie

Nad Dobrzynką mieszkało wtedy niespełna 36 tysięcy osób (o 7 tysięcy mniej niż przed wybuchem pierwszej wojny światowej). Kilkanaście tysięcy mieszkańców nie było Polakami - to Żydzi, Rosjanie i Niemcy. Ulicą Zamkową znów kursowały tramwaje i dorożki. Do dwudziestu domów familijnych przy kościele Najświętszej Marii Panny wracali dawni lokatorzy – rodziny robotników fabryk włókienniczych Kruschego i Endera. Trzy lata temu Niemcy wyrzucili ich z mieszkań na ulice, bo w „famułach” urządzili kwatery wojskowe.

W mieście jeszcze nie było kanalizacji. Pomyje i fekalia wylewało się do cuchnących rynsztoków. Wykąpać się można było tylko w łaźni przy fabryce włókienniczych Kindlera i żydowskiej mykwie. Doliczono się pięciu aptek, trzech szpitale (miejskiego z 80 łóżkami i dwóch fabrycznych). Było też ambulatorium i przychodnia państwowa dla chorych wenerycznie. Miasto utrzymywało przytułek dla starców i schronisko dla dzieci.

Brakowało jedzenia i pracy. W ani jednym sklepie nie było cukru, ziemniaki kosztowały drożej niż przed wojną mięso.

Co drugi pabianiczanin był bezrobotnym. Uliczne kuchnie gotowały dla nich zupę, przed magistratem rozdają drewno na opał. Głodni i zbuntowani kilkakrotnie wychodzili na ulice, by domagać się chleba. Pod murami domów mieszkańcy rozkładali to, co dało się sprzedać albo wymienić na jedzenie: stołowe zastawy, srebrne sztućce, książki, buty.

Marzeniem była praca w magistracie. Ratusz zatrudniał 36 urzędników, buchaltera, archiwistę, kwatermistrza, maszynistkę, akuszerkę, intendenta, dwóch stróżów, trzech woźnych, gajowego, felczera, kontrolera żywności, sekwestratora i registratorkę. 40 mężczyzn dostało zajęcie na Zamkowej. Wymieniali bruk. Drugie tyle pabianiczan znalazło zatrudnienie przy urządzaniu parku miejskiego przy drodze wiodącej do Łasku.
Ruszyły fabryki i pierwsza setka ręcznych warsztatów tkackich. Firma Krusche i Ender zatrudniała 4.400 osób, choć Niemcy wywieźli z niej największe maszyny parowe i elektryczne, miedziane walce i pasy transmisyjne. Nawet narzędzia. Pracowało już 7 farbiarni parowych i apretur, 15 farbiarni ręcznych, 2 garbarnie, fabryka mebli biurowych, stolarnia, papiernia, fabryka artykułów chemicznych i 2 młyny. Elektrownia miejska miała 908 odbiorców prądu, w tym 253 z licznikami. Na ulicach Pabianic świeciło 66 lamp i 15 kinkietów. Prądem oświetlany był szpital, więzienie i posterunek policji.

Strach i nadzieja

„Wygasa epidemia tyfusa i ostrej grypy panosząca się w latach 1916, 1917 i 1918. Walka z chorobami zakaźnymi przeprowadzana jest za pomocą szczepień ochronnych, izolacyj chorych i dezynfekcji mieszkań i rzeczy” - napisano w ówczesnej księdze sanitarnej Pabianic. Jest tam również informacja, że za sprawą głodu i chorób liczba urodzin jest nawet 2-3 krotnie mniejsza od liczby zgonów.

Teraz mieszkańcy bardzo się bali śmiertelnej grypy – hiszpanki, która już zabiła miliony Europejczyków. 23 grudnia 1918 r., prawdopodobnie na hiszpankę, zmarł potężny pabianicki przemysłowiec - Oskar Kindler, który wraz z ojcem Rudolfem i braćmi miał zakłady włókiennicze przy Zamkowej. Przemysłowiec zasłabł i skonał w Warszawie, gdzie jako członek Rady Stanu pojechał bronić interesów niepodległej Polski. Miał 62 lata.

Przy ulicy św. Jana filmy wyświetlało kino Luna (dawne Eldorado). Sala mogła pomieścić aż 600 widzów.

W „Zachęcie” wyświetlli amerykański film „Człowiek, który milczał…”. Z zawodów lekkoatletycznych w Łodzi ze złotymi medalami wrócili dyskobole i oszczepnicy pabianickiego Towarzystwa Gimnastycznego Sokół. Byli mistrzami regionu.

9 marca 1919 roku na pierwsze wybory do samorządu sześć list kandydatów wystawili Polacy, trzy - Żydzi, jedną - Niemcy. Wygrała Polska Partia Robotnicza, deklasując Narodowy Związek Robotniczy i Żydowski Narodowy Komitet Wyborczy. Prezydentem Pabianic został Leonard Makowski, a wiceprezydentem – Jan Jankowski.

Na murach domów i w gazetach ukazały się pierwsze ogłoszenia i reklamy. Skład apteczny Władysława Śliwowskiego przy Starym Rynku 10 zachwalał medykamenty, perfumy, mydła toaletowe, nasiona kwiatów i warzyw. Po wodę kolońską, puder, farby do włosów i mydła do golenia zapraszał skład apteczny Jana Kasperskiego przy ul. Zamkowej 15. W sklepiku po sąsiedzku sprzedawano cukierki eukaliptusowo–mentolowe i sól stołową. Zdun Jan Jackowski przyjmował zamówienia na „przenośne piecyki kaflane różnych fasonów”, a mieszczący się przy ul. Kościuszki 10 Związek Hodowców Drobiu namawiał do kupowania jaj wylęgowych kur „Wyandottów białych i Plymonth-Rocków” w cenie 1 zł za sztukę.

Roman Kubiak

PRZECZYTAJ INNE ARTYKUŁY TEGO  AUTORA:

100 milionów dolarów czeka na pabianiczanina!

Gdy pabianiczanie płynęli do Brazylii. Za chlebem

Jak szynka z Pabianic podbiła Stany Zjednoczone

Będzie wymiana pieniędzy: za 100 starych złotych - tylko 1 zł