Już w 1886 roku nie sposób było przejść mostem przy Zamku. Smród wykręcał nos, znad gęstej mazi toczącej się korytem rzeki ulatywały toksyczne opary. Wyzdychały ryby, żaby i raki, padły też zwierzęta schodzące do wodopojów. Chorowali mieszkańcy nadbrzeżnych domów. Powód? Do Dobrzynki spływały wszystkie fabryczne i kloaczne ścieki. A fabryk wciąż przybywało.

Pierwszym człowiekiem walczącym z trucicielami był ziemianin Zagajewski – właściciel folwarku Pliszki, przez który płynęła cuchnąca rzeka. Zagajewski miał wodne młyny. To on w 1893 r. wniósł  skargę do carskiego gubernatora w Piotrkowie, wskazując winowajców zatrucia Dobrzynki: fabrykantów.

Carskie władze przyjęły skargę. Nakazały lekarzowi i chemikowi zbadać rzeczną wodę w okolicach folwarku Pliszki oraz przy moście koło Zamku. Niedługo potem dziennik „Rozwój” napisał: „Analiza wody wykazała, że zawiera ona trujące odpadki z farb, nie można więc używać jej do picia. Gubernator polecił naczelnikowi powiatu łaskiego zorganizować komisję do rozwiązania tej sprawy”. 

Mijały lata, a urzędnicy niczego nie zdziałali. Dopiero latem 1905 r. naczelnik powiatu łaskiego, Włodzimierz Iwanow, zwołał w Pabianicach komisję sanitarną. W sali hotelu „Pod Złotą Kotwicą” przy ulicy Zamkowej 1 dyskutowano o pilnej potrzebie budowania miejskiego szpitala oraz filtrów oczyszczających wodę w rzece. Za te drugie mieliby zapłacić truciciele – fabrykanci.

Komisja ustaliła, że fabrykanci są oszustami. Gdy uruchamiali fabryki, wszem i wobec pokazywali filtry, przez które woda spływała do Dobrzynki. Ale po paru dniach filtry znikały.

Pod naciskiem komisji sanitarnej fabrykanci poszli na ugodę. Jak spisano w dokumentach, zobowiązali się „wspólnym kosztem zbudować filtr poza miastem” - w ciągu trzech miesięcy.

Ale nie dotrzymali słowa. W 1907 r. Dobrzynka wciąż truła i cuchnęła. Jednak władze carskie nie zamierzały ani „naciskać” na winowajców, ani pomagać mieszkańcom. Powód? W marcu 1906 r. pabianiccy patrioci zastrzelili carskiego namiestnika, Iwanowa. Karą za zamach było m.in. pozbawione miasta inwestycji publicznych: szpitala, rzeźni i filtrów wodnych.

 

Fabrykanci ponad prawem?

         Dopiero trzy lata później dziennik „Rozwój” doniósł, że „sprawę zanieczyszczania rzeki ściekami z fabryk rozpatrywał sąd w Pabianicach. Proces ten ma rozstrzygnąć o losach wielu fabryk”. Gazeta przypomniała, iż „dawniej zarówno w Dobrzynce, jak i w strumyku stanowiącym jej dopływ, była obfitość ryb. Ludzie starsi jeszcze to pamiętają”.

Następnie gazeta  z grudnia 1910 r. wyliczyła, że Dobrzynkę zatruwają: „wykańczalnia i farbiarnia Towarzystwa Akcyjnego R. Kindlera, fabryka wyrobów bawełnianych ryskiego banku, oddana w dzierżawą spółce Oskar Krusche i Kindler, która urządziła farbiarnię i wykańczalnię, Towarzystwo Akcyjne Krusche i Ender, fabryka wyrobów chemicznych, papiernia Roberta Sengera, farbiarnia Leonarda Mullera i Steicherta, dzierżawiona przez firmę Schleiche i Falcman, fabryka ryskiego banku handlowego, dzierżawiona przez Izydora Barucha i farbiarnia tegoż banku dzierżawiona przez Hermana Tornera”.

Tym razem sprawczynią procesu sądowego była spadkobierczymi ziemianina, Katarzyna Zagajewska, tytułująca się „właścicielką osady młynarskiej Pliszki”. Dziennik „Rozwój” pisał o niej: „wielokrotnie zwracała się do fabrykantów, ażeby ścieki odprowadzane były w inną stronę albo też zaprowadzone zostały filtry, baseny i nieodzowne urządzenia zapewniające mieszkańcom okolicznym wodę zdrową, zdatną do użytku.

Fabrykanci pozostali głusi. Wówczas właścicielka osady odwołała się do sądu gminnego, który przyznał jej słuszność. Sprawa oparła się o zjazd sędziów pokoju w Łodzi, który wyrok zatwierdził. Mimo to fabrykanci nie poddali się orzeczeniu sądu”.

Zagajewska napisała więc skargę do generała-gubernatora w Warszawie. Niebawem kancelaria gubernatora odpowiedziała, że winni zanieczyszczania Dobrzynki będą pociągnięci do odpowiedzialności sądowej. Zajmie się tym naczelnik powiatu łaskiego. Fabrykanci mają oczyścić Dobrzynkę na swój koszt. A jeśli tego nie zrobią, „ruch w fabrykach zostanie zatrzymany”.

Według sprawozdania naczelnika powiatu, sąd wezwał na rozprawę właścicieli i dzierżawców fabryk: „Oskara Kindlera, Aleksandra Lensa, Pawła Grezera, Oskara Kruschego, Teodora Endera, Ludwika Szwaikerta, Emanuela Frajlicha, Stanisława Jankowskiego, Leona Schleichera. Bronisława Falcmana i Leonarda Mullera za spuszczanie brudnych ścieków z fabryk do rzeki, a Izydora Barucha za spuszczanie nieczystości z dołu kloacznego do Dobrzynki”.

artykuł z dziennika "Rozwój", 1912 rok:

W wodzie jest arszenik!

Pierwszy zeznający świadek, 67-letni Mateusz Marzyszek, powiedział, że doskonale pamięta, jak 50 lat temu woda w rzece była czysta, pływały w niej ryby. A po zbudowaniu fabryk, woda stała się niezdatna do picia, ryby wyzdychały. Potwierdził to drugi świadek, Tomasz Biskupski.

Sędzia przesłuchał też eksperta, doktora Jarmińskiego. Lekarz objaśnił, iż z polecenia gubernatora badał ciecz zaczerpniętą z Dobrzynki. Okazała się bardzo szkodliwa dla zdrowia, gdyż zawierała mnóstwo substancji trujących. Podobne wyniki badań pokazał drugi ekspert – Witold Marks. A ekspert Knabe, który także badał wodę z Dobrzynki, dodał, że znalazł w niej dużo arszeniku.

Z kolei inżynier Bolesław Kistelski dowodził, że oczyszczenie wody w korycie Dobrzycki byłoby dużym problemem technicznym. I objaśnił sądowi, w jaki sposób filtruje się ścieki zagranicą. Inżynier dodał, iż jest to tak kosztowne, że w Anglii i Francji zamyka się fabryki.

Wezwany przed sąd ekspert Karol Scheneich, specjalista robót kanalizacyjnych, stwierdził, że nawet najlepsze filtry nie zagwarantują czystej wody w Dobrzynce. Dowodził, iż 40-tysięczne Pabianice nie mogą mieć tak czystej wody jak 50 lat temu, gdy liczyły zaledwie 4-5 tysięcy ludności. Dlatego do filtrów fabrycznych należałoby odprowadzać też ścieki miejskie. „Lecz mimo takich środków woda w Dobrzynce nigdy już nie będzie zdatna do picia” – uznał Scheneich.

Fabrykantów oskarżał prokurator Jewdokimow. „Mogliby na ratowanie rzeki przeznaczyć pół miliona rubli bez uszczerbku dla swych interesów” - mówił. „O zamknięciu fabryk nie może być jednak mowy, gdyż za duży kapitał jest w nie włożony”.

Sąd był wielce wyrozumiały. Za „zepsucie wody” ukarał fabrykantów grzywną po 200 rubli, co wywołało śmiech w sali.

Jednak na oczyszczenie rzeki skazani nie zamierzali wydać ani kopiejki. Wynajęli prawników, którzy napisali protest do ministra spraw wewnętrznych. Upierali się, że smród i brud w rzece to nie ich sprawka. Jako winnych wskazali mieszkańców osad w górnym brzegu Dobrzynki – przed Pabianicami.

Spór o zatrutą rzekę został przerwany wybuchem pierwszej wojny światowej.

Roman Kubiak

Przeczytajcie także:

100 milionów dolarów czeka na pabianiczanina! To spadek po właścicielu kopalni złota

Pabianiczanin mężem gwiazdy filmowej