1 września, gdy pabianiczanie już wiedzieli, że wybuchła wojna z Niemcami, w mieście zjawili się polscy żołnierze. Na stację kolejową wjechał pociąg towarowy wiozący 2. Dywizję Piechoty Legionów Armii Łódź. Oprócz żołnierzy, w rejon Pabianic zwożono działa, amunicję, konie pociągowe i kuchnie polowe. Na przedmieściach zameldowała się Kresowa Brygada Kawalerii, z rozkazem zajęcia pozycji obronnych pod Szadkiem.

Około południa na Zamku zainstalowała się Wojenna Komenda Miasta pod kierownictwem prezydenta Bolesława Futymy i komendanta policji państwowej - Leonarda Kwapisza. Z Pabianic drogą przez Łódź szli pierwsi uciekinierzy, wioząc dobytek na furmankach, nielicznych samochodach albo dwukołowych wózkach. W Pabianicach mieszkało wtedy 53.241 osób. Po Polakach najliczniejszą nacją byli Żydzi (około 8.000).

2 września nad Lewitynem rozegrała się mała bitwa powietrzna.

Polski myśliwiec PZL P11 pilotowany przez podporucznika pilota Jana Dzwonka walczył z sześcioma niemieckimi Messerschmittami. Zestrzelony i ciężko poparzony Jan Dzwonek wylądował na spadochronie w pobliżu Bychlewa. Polscy chłopi zawieźli go furmanka do pabianickiego szpitala.

Tego samego dnia po południu do Woli Zaradzyńskiej dotarła kolumna techniczna 2. batalionu czołgów lekkich Grupy Operacyjnej Piotrków. Czołgiści w tankietkach 7TP jechali bronić Warszawy. Zatrzymali się na krótki postój. Według meldunku porucznika Bolesława Karwana, mieszkanka Woli Zaradzyńskiej o nazwisku Bort (lub Borth) zatruła wodę w wiejskiej studni, z której czerpali spragnieni polscy żołnierze. Zauważył to sąsiad Niemki – gospodarz Stanisław Jaczech, ostrzegając naszych czołgistów. Według ustnych przekazów, Niemkę zastrzelił polski oficer.

3 września po godzinie 13.00 nad miastem pojawiły się 24 niemieckie bombowce. Uszkodziły dworzec PKP i kilka domów.

W rejonie ulicy Świętokrzyskiej hitlerowskie Dorniery zrzuciły bomby zapalające. Uszkodziły budynki przy ulicach: Bugaj 71, Pięknej 43, Świętokrzyskiej 40, Targowej 48, 49, 52. Bomby spadające na Stare Miasto uszkodziły domy przy ulicach: Poprzecznej 25, Majdany 8 oraz Konstantynowskiej 6 i 8. Znad miasta Niemców przegnali polscy piloci, podrywając do boju myśliwce stacjonujące na polowym lotnisku pod Ksawerowem.

Tego samego dnia w parafiach ewangelickich odczytano orędzie biskupa Juliusza Burschego: „My, Polacy ewangeliccy, jesteśmy integralną częścią narodu polskiego, którzy z nim żyjemy i z nim czujemy. Nas nie trzeba wzywać do złożenia ofiary mienia i krwi. Winni są Niemcy, którzy okazali się niegodni wolności, jaką im Polska dawała, nadużyli jej. Idziemy w bój o wolność Polski w wojnie, która nam, Polakom, została narzucona”.

 

Niemcy już blisko

5 września rozpoczęto ewakuować urzędy, policję i straż pożarną. Skarbnik miasta wypłacał pracownikom trzymiesięczne pensje, a bezrobotnym - zasiłki. Dwoma ciężarówkami wywieziono do Łodzi archiwa Pabianic. Wieczorem prezydent Bolesław Futyma wyjechał z miasta.

Nazajutrz przed południem przy Zamku zebrało się 40 pabianickich harcerzy, by wyruszyć na pomoc Warszawie. Mieli broń z magazynów wojskowych. Dołączyli do nich pabianiczanie: Zygmunt Luboński, Marian Pisańczuk, Marian Lesiński oraz gimnazjaliści, sportowcy, ochotnicy.

Dwa miejskie szpitale przyjmowały rannych zwożonych z okolic Wielunia i Sieradza. Komendantką szpitala przy ul. Żeromskiego została Helena Salska – nauczycielka z żeńskiego gimnazjum. Pomagali jej księża: Czesław Dubiel i Lucjan Jaroszka oraz Krystyna Altenberger, Bronisława Kasprzak, Zofia Rabiega, Leokadia Hawel i felczer Jan Marcinkowski.

Do miasta nadciągnęły tysiące uciekinierów z dobytkiem.

Umęczeni ludzie siadali na ulicy Zamkowej wzdłuż torów tramwajowych, rozpalali ogniska i gotowali jedzenie. Boczne ulice zamknięto. Obozowało na nich wojsko z końmi.

Po południu tabor 28. Dywizji Piechoty zajął Park Wolności, skrywając się pod drzewami. Nie uszło to uwadze okolicznych Niemców, którzy powiadomili hitlerowskie wojska. Niedługo potem cztery niemieckie samoloty zbombardowali park i wieś Bychlew, gdzie też stały tabory.

Dywersanci z „piątej kolumny” (przedwojenni mieszkańcy Pabianic i Chechła narodowości niemieckiej)  wdzierali się do domów Polaków, krzycząc: „Jesteśmy otoczeni, nikt nie wyjdzie z miasta!”.

Do kilku mieszkań wrzucili bańki z trującym iperytem. Zagazowali m.in. dwa domy przy ul. Targowej.

Na ulicy Fabrycznej (dziś ul. Waryńskiego) zatrzymało się polskie wojsko, obserwowane przez niemieckich dywersantów. Podczas nieuwagi wartownika dwóch dywersantów ukradło konie. Uciekając ulicą Zamkową, Niemcy tratowali ludzi siedzących wzdłuż torów tramwajowych.

Nocą z 6 na 7 września z Pabianic wyjechali strażacy, zabierając najcenniejszy sprzęt gaśniczy na samochodach. Polecenie ewakuacji dał im prezydent miasta – przed swym wyjazdem. Pożarnicze samochody pojechały do Trembowli przy granicy z Rumunią. Do pomocy mieszkańcom zostało Pogotowie Harcerskie (200 druhów) z komendantami: Eugenią i Stefanem Czerwińskimi. 14-letni harcerze czuwali w piwnicach Zamku, gdzie był schron przeciwlotniczy. Na zamkowym dachu dyżurowali ochotnicy Ligi Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej, wypatrując hitlerowskich samolotów.

 

Esesmani atakują

Do obrony Pabianic wyznaczono 15. Pułk Piechoty „Wilków”z Dęblina pod dowództwem majora Józefa Ratajczyka oraz 28. Pułk Artylerii Lekkiej, 36. Pułk Piechoty Legii Akademickiej i 72. Pułk Piechoty. Nasi żołnierze nie mieli ani czołgów, ani samochodów pancernych.

Pierwsze oddziały hitlerowców (17. Dywizja Piechoty Wehrmachtu) próbowały wkroczyć do Pabianic 7 września około godziny 5.00 od strony Chechła. Dowodził pułkownik SS - S. Dietrich. Ale natarcie wspierane czołgami i samochodami pancernymi zostało odparte. Niemcy wycofali się za Chechło. Zginęło 10 polskich żołnierzy, 11 było rannych. Niemcy stracili co najmniej 12 żołnierzy.

Nie mogąc przełamać naszej obrony, faszyści rzucili do walki 3900 esesmanów z doborowej jednostki pancerno-motorowej Leibstandarte SS Adolf Hitler, nazywanej przyboczną gwardią führera.

Był to „chrzest bojowy” gwardii, utrwalany na propagandowych zdjęciach przez fotografów specjalnie sprowadzonych pod Pabianice z Berlina. Zdobycie Pabianic przez Leibstandarte SS Adolf Hitler miało być pokazywane w niemieckich kinach, ale młodzi esesmani nie dali rady polskim piechurom. Stracili dwa wozy pancerne i kilkunastu żołnierzy.

Na ich odcinku walk front się załamywał. Spod Karsznic dowódcy SS ściągnęli więc odsiecz – zaprawiony w bojach 55. Pułk Piechoty Wehrmachtu, wsparty szesnastoma czołgami. Ruszył kolejny szturm na miasto.

Stamtąd hitlerowcy rozpoczęli godzinny ostrzał artyleryjski polskich pozycji w Klimkowiźnie, Karniszewicach i parku Wolności. Spłonęła Klimkowizna, część Karniszewic i Karolewa. Pociski mocno zniszczyły stanowiska obronne naszych wojsk w parku Wolności i tabory z żywnością. W Karolewie zginęło 291 polskich żołnierzy. Wielu z nich rozjechały gąsienice faszystowskich czołgów. Kilkunastu dobili tamtejsi Niemcy, noszący czerwone opaski z napisem „Hakenkrentzen”.

Pod Chechłem, z mieszkania Niemca Krama, dywersanci dawali znaki nacierającym wojskom. W zagrodzie rolnika Adamskiego Niemcy rozstrzelali 19-letniego Janka Piechotę - ucznia Gimnazjum im. Śniadeckiego. Powód? Złapali go w mundurze harcerskim. Ciało Janka ojciec zaniósł na ramionach najpierw do domu przy ul. Narutowicza, potem na cmentarz.

Trzy odparte ataki

Po 10.00 Niemcy rozpoczęli drugie natarcie - na stację kolejową i cmentarz żydowski. Chcieli okrążyć polskie oddziały okopane w parku Wolności. Sprowadzili samochody pancerne, czołgi i piechotę. Natarcie szło od strony Karolewa i pól za ulicą Zagajnikową. Hitlerowskie działa zniszczyły stanowisko polskiej artylerii między Wiejską i Zagajnikową. Zginęła całą załoga. Ulicą Wiejską niemieckie czołgi i auta pancerne parły do dworca PKP.

Przy skrzyżowaniu Łaskiej i Wiejskiej (dziś jest tu stacja benzynowa) było stanowisko polskiej artylerii przeciwpancernej. Po krótkiej wymianie ognia zginęła niemal cała załoga. Ocalał jedynie kapral Józef Salwa z Radomia - żołnierz 72. Pułku Piechoty. Kapral przez kilka godzin sam obsługiwał działo. Trafił kilka czołgów i wozów pancernych. Zabił go granat rzucony przez dywersantów, którzy podczołgali się na tył stanowiska artylerii. Mieszkający przy Torowej 2 Kazimierz Glapa zeznał później, że granaty w stronę kaprala Józefa Salwy rzucili bracia Brodelowie z ulicy Kunickiego 5.

W drugim natarciu zginęło 112 Polaków. Niemcy się wycofali. We frontowych notatkach generał SS Kurt Meyer napisał: „Jednostki pabianickie atakują bez względu na straty (…). Walka jest przez obie strony prowadzona z niebywałą zaciętością”.

Trzecie natarcie ruszyło o 14.00. Poprzedziła je niemiecka artyleria. Pociski z dział ustawionych koło Chechła dolatywały aż do ul. Łaskiej. Za plecami polskich żołnierzy, w budynku młyna, dywersanci ustawili karabin maszynowy. Posypał się grad kul. 

Niemcy nie przeszli. Ponieśli duże straty. Mimo to dowódca 28. Dywizji Piechoty - generał Bończa–Uzdowski, wydał rozkaz odwrotu w kierunku Warszawy. Wiedział, że wycieńczone i zdziesiątkowane oddziały nie dadzą rady odeprzeć kolejnego pancernego natarcia.

Późnym popołudniem 7 września przy kościele Najświętszej Marii Panny zbierały się główne siły polskiego pułku. Druga część wojska miała zbiórkę na Dużym Skręcie.

Po sformowaniu kolumny marszowej rozpoczął się odwrót - ulicami Zamkową, Warszawską, Łódzką w kierunku Łodzi. Major Ratajczak, dowódca Wilków, dla bezpieczeństwa podzielił kolumnę na dwie grupy. Pierwszy wycofywał się batalion kapitana Michała Mordwiłki i kompania porucznika Adama Stępnia. Żołnierze szli przez Rypułtowice, Łaskowice i Lublinek.

Strzały w plecy

Gdy czoło głównej kolumny minęło skrzyżowanie Zamkowej, św. Jana i Kilińskiego, padła seria z karabinu maszynowego. To z okienka na poddaszu niemieckiej szkoły handlowej (później było tam liceum ekonomiczne) przy Zamkowej 6 strzelali dywersanci. Nasi żołnierze rozbiegli się. Strzelcy z plutonu kaprala Zdzisława Dłutowskiego szybko „uciszyli” Niemców. Kilku dywersantów uciekło do pobliskiej fabryki Kruschego i Enedera, porzucając ciężki karabin maszynowy. Zginęło trzech Niemców oraz H. Woźniak – dowódca 9. kompanii, i trzech polskich żołnierzy.

Strzały do naszych żołnierzy padały też z okna kamienicy przy Konopnickiej 6 (dom Szulza).

Około 22.00 wycofujący się żołnierze wpadli w zasadzkę. W Teklinie i Żdżarach ostrzelali ich niemieccy dywersanci. Byli wśród nich Gustaw Weber (z Woli Zaradzyńskiej), Oskar Ulrich (z Ksawerowa) i Franz Nobel (z Pabianic). Karabiny maszynowe stały w oknie domu i ogrodzie Niemca Wiesego.

Tylko 8 obrońców Pabianic pochowano w trumnach. Pozostałe zwłoki owinięto w żołnierskie płaszcze. W mundurze 23-letniego strzelca Antoniego Trzaskowskiego był pamiętnik z wpisem: „Jutro rano wyruszamy do Pabianic. Może mnie już jutro nie będzie”.

W obronie Pabianic poległo dwie trzecie żołnierzy 72. Pułku Piechoty. Zginęło blisko 300 żołnierzy, wśród nich dowódca batalionu - major Karol Sadowski. Pułk stracił artylerię. Zginęło też 48 cywilów, w tym 22 kobiety i 2 dzieci.

(w artykule wykorzystano fragmenty pracy historycznej Alicji Dopart – „Pabianice w dniach II wojny światowej i w czasie okupacji hitlerowskiej 1939–1945”)