– Ameryka jest ciągle miejscem, gdzie wszystko jest możliwe – tymi słowami Barack Obama przywitał swoich zwolenników w parku Granta w Chicago, w godzinę po tym, jak ogłoszono go prezydentem-elektem. Zgodnie z oczekiwaniami, wygrał z ogromną przewagą. 4 listopada 2008 przejdzie do historii jako dzień, kiedy Stany Zjednoczone wybrały czarnoskórego prezydenta. Głosowały na niego wszystkie grupy etniczne i społeczne, i po raz pierwszy w historii będziemy mieli prezydenta naprawdę wszystkich Amerykanów. Prezydenta, który pół wieku od czasów Johna Kennedy’ego, jest w stanie wywołać euforię i entuzjazm wśród biedniejszych klas społeczeństwa, a przed wszystkim nadzieję na lepsze jutro.
– Kolejny raz przegrał bohater wojenny – zauważa Dave Versage, weteran wojny wietnamskiej. – Cztery razy pod rząd wyborcy odrzucili kandydata – weterana. Przegrali: George Bush senior, Bob Dole, John Kerry i teraz John McCain. Dla ludzi nie liczą się już służba dla kraju i charakter. Tylko obietnice wyborcze bez pokrycia.
I to jest tajemnicą wyborów prezydenckich w Ameryce. Najważniejsze są sprawy wewnętrzne, podatki i cena benzyny. W sytuacji kryzysu finansowego, nawet wojna w Iraku zeszła na drugi plan. Jakkolwiek większość sondaży wskazywała na McCaina, jako lepszego wodza armii, to w chwili wyborów miało to znaczenie drugorzędne. Gdyby Hillary Clinton, zamiast Obamy, otrzymała nominację Demokratów, to prawdopodobnie ona zostałaby prezydentem.
– Wyborcy mieli już dość katastrofalnej prezydentury Busha. Ich głos można bardziej uznać jako sprzeciw wobec Republikanów niż poparcie dla Demokratów – uważa Susan McManus, komentator polityczny z Tampy. – Jakikolwiek kandydat Demokratów: Afroamerykanin czy kobieta, nie miałby kłopotów z przeprowadzką do Białego Domu.
Przed Obamą staje więc ogromne wyzwanie, aby sprostać wymaganiom wyborców. Amerykanie nie chcą, by ich ojczyzna przypominała kraje trzeciego świata: bogate elity, rzesze biedoty i szczątkowa klasa średnia. Mają piękne centra miast z drapaczami chmur i jednocześnie miliony tak zwanych „mobile homes”. Mają najlepszą w świecie medycynę i szpitale, ale 37 milionów ludzi nie posiada ubezpieczenia medycznego. Ich uniwersytety są pełne laureatów Nagrody Nobla, a miliony dzieci nie potrafi porządnie pisać i czytać, szkoły natomiast mieszczą się w bylejakich barakach, bez dostępu do komputera. Amerykańskie fabryki upadają, albo przenoszą się do Azji, ale banki dostają 700 miliardów dolarów pomocy z kieszeni podatników.
Obiecane reformy mają ogromne szanse być wprowadzone w życie, ponieważ obie izby Kongresu będą zdominowane przez Demokratów. Przed Barackiem Obamą rysuje się więc komfortowa przyszłość. Ma ogromny kredyt zaufania nie tylko Amerykanów, ale i całego świata. Obama uważa, że temu zadaniu podoła.
„Yes, we can!” ("Tak, możemy!"), było hasłem jego kampanii wyborczej i tymi słowami pożegnał się z wyborcami w rodzinnym Chicago.
z USA Greg Glowacki