Niestraszny im śnieg, mróz, deszcz czy żar lejący się z nieba. Są twardzi
i nie odwołują treningów.
    – Jesteśmy grupą pasjonatów najlepszego sportu na świecie – przyznają zgodnie zawodnicy. – I jednego z popularniejszych na świecie, zaraz po piłce nożnej
i bieganiu. Niestety, nie w Polsce.
    Wszystko zaczęło się w październiku 2007 roku. Przemek Kardas wrócił wtedy z Irlandii, gdzie przez 6 miesięcy grał w amatorskiej drużynie rugby. Ten sport pochłonął go bez reszty.
    – Nie mogłem z niego zrezygnować – mówi Przemek. – Z Irlandii przywiozłem „jajo” i korki, tak na początek. Zacząłem kompletować drużynę.
    Swoimi planami podzielił się z przyjacielem Piotrem Langowskim, który szybko „połknął” bakcyla. Zaczęli spotykać się na boisku. Z czasem na treningi przychodziło coraz więcej śmiałków. Niewielu jednak wytrzymywało wyczerpujące dwie i pół godziny biegania po murawie i ostrą walkę o piłkę.
    – Po jednym, dwóch spotkaniach rezygnowali – opowiada Piotr. – Ten sport wymaga sporo wysiłku. Coś o tym wiemy.
    Zostało 8 najwytrwalszych. Gdy zaczynali, nie grzeszyli kondycją.
    – Trenowaliśmy przed telewizorem oglądając mecze – śmieją się zawodnicy. – Więc gdy weszliśmy na boisko, wystarczyło, że przebiegliśmy cztery długości i mieliśmy dosyć.
    Trenują od października w każdą środę o godz. 17.00 i w niedzielę o godz. 18.00. Zbierają się na boisku dawnej szkoły przy św. Jana.
    – Ani razu nie odwołaliśmy treningu
– opowiada Piotr. – Ćwiczyliśmy w mrozie, śniegu i deszczu. Raz tylko zrezygnowaliśmy z wyjścia na boisko, gdy było oberwanie chmury, ale i tak się zebraliśmy.
    Drużynie udało się nawiązać kontakt z łódzkim klubem sportowym, w którym od lat rugby trenuje amatorsko Brygada Bałuty (grają w oficjalnych rozgrywkach, są zarejestrowanym klubem sportowym).
       – Pomogą nam w treningach – mówi Piotr. – Wiele się nauczymy. Chcemy się również zarejestrować. Będziemy wtedy widnieć jako drużyna rugby w Polskim Związku Rugby i startować w rozgrywkach.
    Ostro dyskutowali nad nazwą drużyny.
    – Zdecydowaliśmy, że będziemy Fabrykantami – mówią. – Ta nazwa kojarzy się z Pabianicami.
    Rugby to sport, w którym łatwo
o naderwane uszy, siniaki, obicia.
    – Nie nazwałbym go jednak kontaktowym – uśmiecha się Przemek. – Kontaktowy to jest taniec, a my walczymy. Mecz to bitwa.
    W rugby trzeba być wszechstronnym.
    – Jak biegamy, to sprintem – mówi Piotr. – Elementy siłowe też są obecne. Trzeba być przygotowanym na zderzenie z przeciwnikiem, czasem dużo większym i cięższym, nawet o 40 kilogramów.
    Na boisku jest miejsce dla każdego. Wysocy i ciężcy zawodnicy idą na pierwszy ogień. Lżejsi ustawiają się na skrzydłach.
    – Wszystko musi grać jak dobra maszyna – opowiada Piotr. – Tutaj nie ma miejsca na indywidualistów. Ani solowe akcje. Wygrywa drużyna.
    To sprawiedliwy sport. O wygranej nie przesądzi jedna bramka, czasem przypadkowo strzelona.
    – Trzeba w wygraną włożyć ogromny wysiłek – zapewniają zawodnicy.
    Drużyna nadal czeka na nowych zawodników. Ich celem jest siedmioosobowa odmiana rugby. Mają nadzieję, że wkrótce uda im się zmierzyć z innymi drużynami „siódemek”, które już istnieją w naszym regionie. Wciąż szukają nowych zawodników. Fabrykanci mają swoją stronę internetową www.rugbypabianice.za.pl.
    – Nie marnuj czasu, przyjdź na trening – zachęca Piotr. – Nie ma dla nas znaczenia twoje doświadczenie w sporcie, sami też się dopiero uczymy. Nieważne są też warunki fizyczne ani wiek. Rugby to więcej niż sport.

Zaczęło się: 7 kwietnia 1823 r. – jeden z uczniów męskiego gimnazjum w Rugby (miasteczko w pobliżu Birmingham w środkowej Anglii) – Wiliam Webb Ellis podczas niezwykle wyrównanego meczu piłki nożnej postanowił rozstrzygnąć wynik gry w sposób niekonwencjonalny. Złapał piłkę pod pachę i mijając zaskoczonych graczy, przebiegł z nią całe boisko i położył w bramce rywali. W taki sposób powstała kolejna dyscyplina sportu. Żeby było trudniej, postanowiono zmienić nieco kształt piłki. W efekcie została owalna, a za popularnym „jajem” ugania się tysiące rugbistów na całym świecie. Bardzo szybko rugby stało się popularną dyscypliną w wielu państwach. Jej walory doceniło 717 tysięcy zawodników w Anglii oraz 213 we Francji. W Polsce mamy zaledwie 4 tysiące, ale ta liczba stale rośnie.

O co w tym chodzi: cała zabawa polega na tym, żeby przyłożyć piłkę na polu przeciwnika. Utrudnienie jednak jest takie, że piłkę trzeba podawać do tyłu. Dopuszczalne jest także podanie na linii, ale nigdy do przodu.  Zawodnicy drużyny przeciwnej mają prawo do obrony, wykonując szarże na przeciwniku. Nie można jednak nikogo dotykać, jeśli jest bez piłki.

Jak w to grać: grę rozpoczyna się kopnięciem piłki ze środka boiska, po czym każdy zawodnik będący w grze może: chwytać piłkę, podnosić i z nią biegać, podawać rękoma, rzucać lub odbijać piłkę w stronę innego zawodnika, kopać piłkę lub w inny sposób nadawać jej ruch, szarżować rękoma: zatrzymywać, wypychać w aut lub trącać ramieniem przeciwnika niosącego piłkę. Posiadając piłkę może atakować przeciwnika, odpychać go wyciągniętą i wyprostowaną ręką z dłonią otwartą, upaść na piłkę.

Czego nie wolno: podawać piłki ręką do przodu, atakować zawodnika bez piłki, uderzać, kopać przeciwnika, podstawiać nogę, chwytać za głowę i szyję, atakować przeciwnika chwytającego piłkę w wyskoku, odbijać i rzucać piłkę umyślnie na aut lub poza linię końcową, blokować, utrudniać przeciwnikowi obieganie młyna zwartego i otwartego oraz umyślnie padać i klękać w młynie. W rugby wolno podawać tylko do tyłu.