- Problem z pracownikami nasila się od dłuższego czasu - powiedział Gazecie Wyborczej Joachim Nowak, prezes Zakładów Mięsnych Pamso. - Możliwości motywowania ludzi są ograniczone przez rentowność branży. Koszt pracy stanowi znaczną część ceny naszych wyrobów, a jakiekolwiek próby podwyższenia cen produktów bardzo się odbiją na sprzedaży i można sobie zafundować równię pochyłą. W firmie stawiamy na pełne bezpieczeństwo pracowników, którzy być może zarabiają trochę mniej, ale pewnie. Firma gwarantuje wszystkie świadczenia socjalne. Ponadto stosowane są dodatkowe formy motywacji, nagradzanie pracownika za osiągnięte wyniki, za staż pracy, a przede wszystkim za przyzwoitą dyscyplinę.
Brakuje fachowców z kwalifikacjami do wykrawania i rozbioru mięsa, do ciężkich prac, których nie może wykonać maszyna.
- Brakuje wykrawaczy, rozbieraczy i kościarzy - wylicza prezes Nowak. - Przy plasterkowaniu, paczkowaniu, konfekcjonowaniu zatrudniamy kobiety. Jest to praca wymagająca obsługi wag, klawiatury urządzeń rejestrujących itp., a nie wymagająca siły fizycznej. Najbardziej brakuje ludzi do noża - podsumowuje prezes Pamso.
Jest praca w Pamso
opublikowano: 2008-08-02 16:16:47
autor: redakcyjny zespół
autor: redakcyjny zespół
Komentarze do artykułu: Jest praca w Pamso
Nasi internauci napisali 1 komentarzy
komentarz dodano: 2008-08-04 16:43:09
Pan Prezes chyba zapomniał, że te ostatnie zostały kilka lat temu wliczone do stawek godzinowych, które obecnie są zrównywane, by wszyscy pracownicy wykonujący te same czynności mieli podobne wynagrodzenie. Same świadczenia socjalne i owszem, są dostępne dla pracowników, jednak dopiero po przepracowaniu w firmie pięciu lat i ograniczają się do paczek świątecznych dla dzieci (co roku), dopłaty do wczasów „pod gruszą” (co dwa lata) i ewentualnie do dofinansowania koloni dla dzieci. Są to jednak wypłaty jednorazowe, a żyć trzeba każdego dnia.
Pensje, które dostają pracownicy, nie pozwalają na godne przeżycie miesiąca. Jedynie można za nie opłacić rachunki i przewegetować do kolejnej wypłaty. Pana Prezesa to pewnie nie obchodzi, bo sam zarabia dziesiątki tysięcy na miesiąc, ale niech nie mówi, że zarobki w firmie nie są najwyższe. W zasadzie są one zapomogą, a nie wypłatą świadczenia za pracę. Przez kolejnych dziewięć lat nie otrzymaliśmy porządnych podwyżek, a te które były (dwie) ograniczały się do ludzi o najniższych dochodach i wynosiły po 30 – 80 groszy na godzinę. Dawało to około 50 do 100 złotych na miesiąc, co przy tysiącu złotych podwyżki, jakie zafundował sobie tylko w ubiegłym roku zarząd firmy jest sumą śmieszną. Średnia zarobków nie jest wprawdzie niska, ale większość ludzi zarabia tutaj 1000 – 1200 złoty netto na miesiąc (ta górna kwota dotyczy pracowników, którzy pracują w zakładzie kilkanaście lat). I to za ciężką pracę w warunkach urągających ludzkiej godności. Wdzierające się wszędzie zimno i wszechobecna wilgoć, oprócz wyczerpującej pracy fizycznej wyniszczają ludzi i nadszarpują ich zdrowie, które wycenione jest przez firmę na te nędzne grosze, jakie Pan Prezes śmie nazywać wypłatą. Nic zatem dziwnego, że kto tylko może ucieka z takiego miejsca pracy, a Ci którzy do niego przechodzą pracują kilka dni i gdy się zorientują gdzie trafili, także biorą nogi za pas. Lekka praca dla kobiet, którą proponuje Pan Prezes przy plasterkowaniu wędlin rzeczywiście nie jest aż tak ciężka, jednak zapomniał On dodać, że nie polega tylko na wciskaniu przycisków. Towar trzeba również zapakować w ciężkie kartony i pojemniki, które następnie trzeba ustawić są na paletach i to już takie lekkie (szczególnie dla kobiet) nie jest.
Specjalny system motywacyjny, o którym wspomina Pan Prezes w zasadzie nie istnieje. Chyba, że za takowy uznać możemy dodatkową premię, którą przyznają kierownicy działów. Jednak, by była ona komuś przyznana, musi być komuś zabrana.
Dodatkowo każdy kandydat niech liczy się z pracą po godzinach, za którą może będzie miał wypłacone jakieś pieniądze, a może i nie. To okaże się na koniec trzymiesięcznego okresu rozliczeniowego, w którym sumowane są wszystkie minuty i godziny wcześniejszych wyjść oraz pracy po godzinach. Zazwyczaj kończy się to tym, że mimo harowania w godzinach nadliczbowych okazuje się, że pracownikowi nic się nie należy. Niech każdy kandydat zapomni też o wyjeździe weekendowym z rodziną za miasto. Po pierwsze - nie będzie miał za co wyjechać, a po drugie – nie będzie miał kiedy, bo praca w firmie ustawiona jest od poniedziałku do soboty, a pracownikowi należy się wolny piątek i niedziela.
Nie dziwi więc fakt, na który zwraca uwagę Pan Prezes, że brakuje ludzi do noża. Biorąc pod uwagę powyższe rzeczy, niech dziwi Go raczej fakt, że jeszcze tam ktokolwiek pracuje. Bo i to może się okazać niedługo tylko pobożnym życzeniem Pana Prezesa. Ale, co tam, on już dzięki pracy i morzu potu, który wylali jego pracownicy nie musi martwić się o swój byt do końca życia. W przeciwieństwie do nas!