Było około godz. 2.00 w nocy, gdy do taksówki w Pabianicach wsiadł mężczyzna. Poprosił o kurs do Dobronia. Po dojechaniu na miejsce, na liczniku wybiło 50 zł. Pasażer stwierdził, że nie ma tylu pieniędzy przy sobie i poszedł do domu po gotówkę. To znaczy wszedł na podwórko. I nie wrócił. Po kwadransie taksówkarz zapukał do drzwi domu. Wyszedł zaspany właściciel domu i zdziwił się, bo nikt do niego nie wchodził. Zasugerował, że cwaniak zwiał przez ogród. Taksówkarz się wkurzył i zrobił zasadzkę na drodze w kierunku na Markówkę. Po 10 minutach jego nieuczciwy pasażer się tam pojawił. Ale mu znów zwiał i schował się na terenie szkoły. Tasówkarz odjechał kawałek i poczekał. Wkrótce ścigany pojawił się za kościołem -uciekał do parku.

- Miał pecha, bo go dogoniłem - mówi taksówkarz z 213-13-13. - Nawet za bardzo się nie stawiał. Kazałem mu z jego komórki zadzwonić na policję. Teraz facet będzie miał sprawę w sądzie grodzkim. Nie chodziło mi tylko o stracone pieniądze, ale o sam fakt. Zbyt często w naszym mieście tasówkarze są okradani w podobny sposób przez cwaniaków.