Przewodnik wycieczek Andrzej Chałupka, ma powody wierzyć, że słoń przynosi szczęście.

- Autokar, którym jechałem, miał wypadek i dachował. Gdy oprzytomniałem, zobaczyłem, że w fotel pilota, na którym przed chwilą siedziałem, wbiła się potężna gałąź - wspomina. - Miałem niebywałe szczęście. Myślę, że życie zawdzięczam moim słoniom.

To dlatego od ośmiu lat Chałupka zbiera figurki tych zwierząt. Ma 170 słoni. Największy mierzy 40 cm, najmniejszy - kilkanaście milimetrów. Sprowadza je do Pabianic z Europy, Azji i Afryki. Słonie dumnie stoją na wszystkich półkach i regałach w mieszkaniu na Bugaju. Raz w miesiącu przechodzą gruntowne mycie i czyszczenie. To zadanie Bożeny, żony Andrzeja Chałupki.

- Nie narzekam - śmieje się Bożena. - Słonie wiedzą, że dbam o nie, więc mnie także pomagają w życiu.

Z początku zbiór miał składać się tylko z drewnianych figurek. Teraz nie ma znaczenia, z czego są zrobione - z metalu, srebra, porcelany, kości, szkła bursztynu czy papieru. Warunek jest jeden: wszystkie słonie muszą mieć trąbę podniesioną do góry.

- Tylko wtedy przynoszą szczęście - dodaje Chałupka.

Większość słoni upolował za granicą. Gdy pilotuje wycieczki do dalekich krajów, szuka ciekawych okazów.

- Nauczyłem się targować o słonie z handlarzami na całym świecie. Najpierw szacuję w myśli, ile mogę zapłacić, żeby nie przepłacić. I po długich targach zwykle kupuję za taką właśnie cenę - mówi z satysfakcją w głosie.

Na metalowego bogato inkrustowanego słonia, którego ujrzał w Hiszpanii, polował trzy lata. Sprzedawca nie chciał opuścić ceny ani o eurocenta. Chałupka wytrwale odwiedzał handlarza, gdy jechał do Hiszpanii z kolejnymi grupami turystów. Równie wytrwale targował się. W końcu dopiął swego. Handlarz obniżył cenę z 380 na 110 zł (w przeliczeniu na złotówki). Teraz słoń nazwany hiszpańskim jest jednym z najładniejszych w kolekcji. Słoń hanowerski (przywieziony w 2002 r. z Expo w Hanowerze) jest najwyższy. Od „paznokcia" do końca trąby mierzy 40 cm. Jest drewniany, stoi na dwóch nogach, ma garnitur i krawat.

Krzysztof Sobański nie podróżuje tak często, ale codziennie może oglądać najpiękniejsze zakątki świata. To dlatego, że zbiera widokówki. „Masz dla mnie widokówkę" - takie pytanie od 45 lat zadaje znajomym, którzy wrócili z podróży.

Jego zbiór liczy 31 tysięcy pocztówek. Gdyby nagle Sobański zechciał wysłać je wszystkie, na znaczki pocztowe musiałby wydać prawie 39 tysięcy zł. Rozłożone obok siebie widokówki zajęłyby powierzchnię równą boisku do koszykówki.

Zbieraniem pocztówek Sobański zajął się, gdy miał 12 lat.

- Wychowałem się w niezamożnej rodzinie. Mama miała nas trójkę, nie było pieniędzy na zwiedzanie świata - wspomina. - Kiedy moja klasa wyjeżdżała na wycieczkę, ja siedziałem w domu. Musiały mi wystarczyć widokówki.

Teraz stać go na zwiedzanie, ale zbierać nie przestał.

Najstarsza widokówka pochodzi z 1901 roku. Jest na niej kościół w Asyżu. Te widokówkę dostał z Włoch pradziadek Krzysztofa. Na wielu kartkach są fotografie obiektów, które już nie istnieją. Takim rarytasem jest widokówka z pomnikiem cesarza Wilhelma we Wrocławiu.

Pasją Sobańskiego "zaraziła się" 8-letnia wnuczka, Karolina. Mała zbiera kartki z wizerunkami zwierząt.

Franciszkanin z Asyżu, krzywa wieża z Pizy, wielbłąd z Tunezji - takie kształty mają kubki zdobiące biuro podróży Pa-Co-Tour. Kolekcja jest własnością szefowej biura, Ewy Wlazły.

Pierwszy na półce stanął kubek z czerwonym sercem Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. W 1998 roku wylicytował go za 20 zł Adam, syn Ewy. Dziś herbatę z kubków kolekcjonerki może pić jednocześnie 300 osób.

- Zbieranie kubków traktuję jako gromadzenie wspomnień i gromadzenie ludzkiej sympatii - tak o swojej pasji mówi Ewa Wlazły. - Wszystkie kubki to upominki, dowody pamięci przywożone z podróży przez moich przyjaciół, kolegów, znajomych.

Przez niemal cały rok kubki stoją bezczynnie.

- Są dwie wyjątkowe okazje, gdy po nie sięgamy - opowiada kolekcjonerka. - Przed świętami Bożego Narodzenia pijemy z nich czerwony barszczyk, a przed Wielkanocą - żurek.

W zbiorze są kubki z Hiszpanii, Grecji, Francji, Holandii. Jest seria kubeczków z Egiptu i Chin.

- Wszystkie są tak samo cenne i piękne, ale wyjątkowym sentymentem darzę ten podarowany przez panią Janeczkę Budzińską - mówi kolekcjonerka.

Plastyczka Budzińska przemieniła zwykły kubek w dzieło sztuki. Przepięknie namalowała na nim dwa pabianickie zabytki: kościół świętego Mateusza i Zamek.