Gotować nauczyła się na kursach. Garnki i patelnie są jej żywiołem. Nigdy nie myślała o innym zajęciu.
Popisowe dania pani Krystyny to risotto, de’volaile z żółtym serem, gołąbki, sosy grzybowe, kluski śląskie i kluchy parowe.
- Parowe są obowiązkowo raz w miesiącu – wyjaśnia. – Tego dnia do pracy trzeba się brać z samego rana, żeby na godzinę trzynastą mieć sześćset gorących klusek.
Ciasto wyrabia ręcznie, zgrabne kluseczki wycina szklanką.
- Młodzież ma spore apetyty – mówi. – Niektórzy chcą po pięć, sześć klusek. A musi wystarczyć dla wszystkich. Bo od nas uczniowie nie wychodzą głodni. Każdy może przyjść po dokładkę. I zawsze dostanie.
Gdy zaczynała gotować w I LO, pod ścianą kuchni stał ogromny piec kaflowy.
- Przez piętnaście lat dzień po dniu rozpalałam z nim drewnem i dorzucałam węgla – opowiada kucharka. – A teraz mamy trzy piece gazowe i nową kuchnię.
Szefowa kuchni ma świetną pamięć.
- Zatrudniała mnie dyrektor Maria Kotlicka – wspomina. - Potem nastał dyrektor Leonard Strózik, Jadwiga Przysiężna, Jadwiga Świgulska, Anna Jurga, Janusz Gorzelak, no i obecna dyrektor Alicja Bujacz.
Doskonale pamięta profesora Jana Rospęka, który wychował pokolenia anglistów.
– Wszystko mu smakowało – mówi.
Chętnie wspomina profesor Elżbietę Maciejewską, nauczycielkę biologii, która do egzaminów wstępnych na medycynę przygotowała wielu dzisiejszych pabianickich lekarzy.
Absolwenci szkoły pozdrawiają panią Krystynę, gdy dostrzegą ją na ulicy.
- Zdarzyło mi się kilka zabawnych sytuacji – opowiada kucharka. - Gdy złamałam nogę, ortopeda Krzysztof Kałużny po zdjęciu mi gipsu powiedział: Proszę uciekać do domu i dalej gotować. Byłam też u doktora Binkowskiego, a on cieplutko wspominał moje obiady.
Uczniowie mają wpływ na jadłospis. Często proszą o spaghetti.
– Robię też schabowego z ziemniaczkami i smaczną surówką, a na pierwsze danie oczywiście rosół – mówi kucharka.
Gdy zaczynała pracę w I LO, codziennie gotowała dla około 230 uczniów. Tak było niemal do 2000 roku. Potem w stołówce robiło się luźniej. Dziś Pani Krystyna karmi 115 licealistów.
- Młodzież tłumaczy, że mama zaczęła gotować w domu – wyjaśnia. - Niektórzy wolą zjeść na mieście, iść na hamburgera.
Co zmieniło się w szkolonej kuchni przez 33 lata, podczas których ugotowała ponad 6.500 obiadów?
- Oprócz sprzętów, niewiele. Zawsze gotowaliśmy obiady dwudaniowe – mówi pani Krystyna. - I zawsze starałam się, żeby były jak najlepsze. Lubię oglądać w telewizji programy kulinarne, bo czasem coś z nich przemycę do naszego szkolnego menu.
Gdy uczniom smakuje, pani Krysia jest szczęśliwa.
- Mówię im: nie wstydźcie się, wołajcie o więcej. Lubię te dzieciaki. Czasem pytają czy jestem zmęczona, czy pomóc. Bo w kuchni praca jest ciężka. Kiedyś gotowałyśmy we trzy kucharki, teraz we dwie.
Dyrektorka liceum, Alicja Bujacz, nie wyobraża sobie stołówki bez pani Krystyny.
- Jesteśmy do niej bardzo przywiązani. Pani Krysia super gotuje i ma niespożyte siły – chwali szefową kuchni. – Musi nie tylko ugotować, ale i wydać obiady, a potem pozmywać. I zawsze jest przy tym uśmiechniętą.
Gdy Krystyna Stachurska po szkolnej harówce wraca do domu, znów staje przy piecu.
- Gotuję obiad dla swojej rodziny – dodaje. – Bo ja to lubię…