W czerwcowy poranek zeszłego roku Adam C. kierował samochodem, którym wiózł czworo pasażerów. Pędził jak szaleniec. W Chechle auto wpadło do rowu i rozbiło się na drzewie. Sebestian Rzeźniczak – jeden z pasażerów, zmarł w szpitalu. Bartek Kania – drugi pasażer, do dziś nie wyszedł ze szpitala. Walczy o to, by stać na własnych nogach. Od nowa uczy się mówić.
– W chwili wypadku kierowca był trzeźwy. W jego organizmie nie wykryto środków odurzających – mówi Czesław Żurowski, zastępca prokuratora rejonowego w Łasku. – Dlatego postawiliśmy mu tylko zarzut nieumyślnego spowodowania wypadku.
Adamowi grozi kara od 6 miesięcy do 8 lat więzienia.
Akt oskarżenia jest już w Sądzie Rejonowym w Łasku, gdzie będzie proces, bo wypadek zdarzył się w Chechle II.
Zeznania świadków (kierowców i pasażerów wyprzedzanych aut) zgodnie obciążają Adama C. Młodziutki kierowca miał niemal zerowe doświadczenie w prowadzeniu samochodu. Prawo jazdy dostał przed kilkoma miesiącami. Mimo to igrał z życiem koleżanek, kolegów i własnym. Pędził z ogromną prędkością, seryjnie zagrażając innym kierowcom.
Tragedia wydarzyła się w niedzielę. Fiatem marea, który mknął trasą z Pabianic do Dobronia, jechało pięcioro licealistów: dwie dziewczyny i trzech chłopców. Wracali z zabawy, bo w sobotę wyprawili 18. urodziny. Do domów rozwoził ich Adam.
– Wciąż nie mogę sobie darować, że pozwoliliśmy mu usiąść za kierownicą – mówi matka jednego z chłopców. – Młodzież miał odwieźć mąż, ale pojechał Adam, bo był trzeźwy. Adam nie pił alkoholu podczas tej imprezy.
Adam szalał na drodze. Wyprzedzał „na trzeciego”.
– Myślę, że koleżanki i koledzy trochę go podpuszczali, żeby jechał szybciej – dodaje matka jednego z pasażerów auta.
Podczas wyprzedzania Adam stracił panowanie nad kierownicą...
(więcej - we wtorkowym Życiu Pabianic)