W niedzielny wieczór sala konferencyjna w Hotelu Fabryka Wełny pękała w szwach. Na spotkanie z Agnieszką Holland, światowej sławy reżyserką, scenarzystką, aktorką przyszło prawie 600 osób. Nawet były senator Andrzej Owczarek uskarżał się, że miał trudności z wejściem na salę.

Agnieszka Holland zrobiła zebranym fotkę telefonem komórkowym tłumacząc, że ma lepszą frekwencję niż Donald Tusk w Łodzi podczas Igrzysk Wolności. Reżyserka przyjechała do Pabianic na spotkanie w ramach Latającego Uniwersytetu Demokracji. Jego celem, jak stwierdził Janusz Nagiecki, lider pabianickiego KOD-u, jest przybliżyć najwyższej klasy autorytety ze świata kultury, polityki, sztuki.

- Dziś Pabianice miały honor gościć światowej sławy, niezwykłej rangi intelektualistkę, umysł oświecony. Laureatkę licznych nagród, trzykrotnie nominowaną do Oscara. Na olimpie artystycznym ma własny apartament, a nawet loft – przedstawiał gościa Nagiecki.

-Dobrze, że pan nie powiedział, że mam swoje mauzoleum – odparła Holland.

Dziękując za zaproszenie mówiła, że miała przyjechać do Pabianic kilka miesięcy temu, ale nie wyszło. Za to pojawiła się w Pabianicach w dzień niezwykły. Dzień, w którym świętujemy odzyskanie niepodległości. Dziś mamy taki dzień ważny – dla naszej przyszłości.

-Bardzo chciałam państwu podziękować za ostatnie wybory samorządowe. Za frekwencję i nie ukrywam, że podoba mi się także ich rezultat – powiedziała na wstępie.- Mieszkańcom i nowo wybranym władzom miasta i powiatu życzę wszystkiego najlepszego. I takiej uczciwości i troski obywatelskiej, żebyśmy mogli ze sobą rozmawiać. Bo jeśli nie będziemy mogli rozmawiać i porozumieć się, to nie zasługujemy na wolny kraj.

Na pytanie Nagieckiego, czym jest dla niej "wolność", Holland najpierw zadumała się, a potem dała wykład od starożytnych filozofów do współczesności, do liberalizmu. Mówiła też o odwadze głoszenia własnych poglądów i wolności artystycznej, o braku porozumienia między pokoleniami. Miała nadzieję, że internet stanie się wielką agorą wymiany myśli, tymczasem ludzie o podobnych poglądach zamknęli się w "bańkach" i tylko sobie przekazują komunikaty. Odpowiadała też na pytania z sali.

"Moja odwaga jest tania", przyznała w odpowiedzi na pytanie, dlaczego tak niewielu aktorów, ludzi sztuki mówi głośno, co myśli o obecnie rządzących naszym krajem.

- Ja nie muszę pracować w Polsce – tłumaczyła zebranym.

Przeczytała także życzenia, jakie otrzymała od młodego lekarza anestezjologa. Oto fragment:

"Na 100-lecie życzę Wam drodzy współrodacy, żebyście nie musieli czekać na pociąg 110 minut, na policję po stłuczce 15 godzin, a do endokrynologa 6 lat. Żeby prezydentem Waszego kraju nie był prymus ministrant przebrany za dorosłego, który swą odsiecz wiedeńską przeżywa szarżując na żarówki energooszczędne. (…) Żeby episkopat zaczął bać się Boga. (...) Żeby Lewy zagrał w końcu w Realu Madryt (…) i żeby w ogóle królowało w naszym kraju dobro, piękno, estetyka, harmonia, kultura, kultura słowa, kultura osobista, higiena, seks i miłość. Żeby starzy, chorzy i biedni nie mieli poczucia, że wszyscy mają ich gdzieś. Żeby Putinowi nie opłaciło się interesować nami, a jak będziemy mieli to szczęście, że nie rozjadą nas ruskie czołgi, to żeby nie zabiło nas gęste, szare, świeże powietrze, oraz żeby Polska była jak Adam Małysz, spokojna, rozsądna, pracowita, powszechnie lubiana. "

Na zakończenie spotkania zebrani zaśpiewali hymn (wszystkie 4 zwrotki) i gromko życzyli "100 lat Polsko". Andrzej Furman zaprosił wszystkich  do obejrzenia wystawy prac Andrzeja Frydrycha i na pokaz fajerwerków.