Prawie 7 milionów zł kosztowało ułożenie kilometra rur pod ulicą Karniszewicką i wylanie asfaltu na jezdnię. Roboty zakończyły się w końcu zeszłego roku, a już w styczniu trzeba było łatać popękane nowe rury. Ekspertyza wykazała, że na odcinku 500 metrów kamionkowych rur o przekroju 2 metrów leżących głęboko w ziemi jest aż 16 pęknięć. Ukrytą fuszerkę zarejestrowała kamera do filmowania kanałów.

Żadnych błędów nie dostrzegła komisja z ratusza, która 31 grudnia zeszłego roku odebrała roboty na Karniszewickiej. Komisja uznała, że kanały są „gotowe do użytkowania". Podpisali się pod tym: inspektor Andrzej Mikołajczyk (z wydziału naczelnik Jadwigi Dąbrowskiej) oraz Bronisław Bajer i Wiesław Pedo (obaj ze ZWiK). Inspektorem nadzoru na tej budowie był Piotr Kroczyński reprezentujący firmę BUIiH, który dodatkowo pracuje w… Zakładzie Wodociągów i Kanalizacji. Jest tam kierownikiem wydziału.

Na szczęście ZWiK zrobił kontrolę rur, wpuszczając w nie kamerę. Efekt był przerażający. Przez dziury w rurach będą się dostawały wody gruntowe i deszczówka. O wyjaśnienie poproszono firmę Hydrobudowa 9 z Poznania, która wygrała przetarg na roboty w Karniszewickiej. Wyjaśnienia miał też złożyć producent rur - Keramo.

- Po raz pierwszy w historii firmy mamy tak poważną reklamację - mówiła inżynier Urszula Sułek na spotkaniu z radnymi. - Podobne rury w tym samym czasie kładziono w Bytowie. Tam nie ma ani jednego pęknięcia. Dlatego o ekspertyzę poprosiłam Politechnikę Świętokrzyską. Wynika z niej, że powodem pęknięć w Pabianicach jest niechlujne wykonawstwo.

Według prof. dr. hab. Andrzeja Kuliczkowskiego, rury zostały źle osadzone. Podłoże było fatalnie przygotowane i rury wisiały zamiast leżeć. Zasypano je ziemią, którą ubiła ciężka maszyna - by pod asfaltem ziemia się nie zapadała.

- Każde uderzenie ubijaka cięło rurę w plasterki, jak kiełbasę - tłumaczy pani inżynier.

Część rur się rozsunęła, bo uszczelki na złączach są źle założone. Przy okazji wyszło na jaw, że budowlańcy układali rury uszkodzone - obtłuczone w transporcie. „Z uwagi na uszkodzenia kanał nie kwalifikuje się do odbioru" - napisał w opinii prof. Kuliczkowski. W Urzędzie Miejskim zlekceważono jego ekspertyzę.

W ramach reklamacji Hydrobudowa z Poznania jedynie połatała dziury. O odzyskaniu pieniędzy za złą robotę nie ma mowy, bo kasa miasta 31 grudnia przyjęła fakturę Hydrobudowy. Tego samego dnia zapłaciła za fuszerkę.

- Nie wszystko zapłaciliśmy. Zostało do przelania 400.000 zł - tłumaczył się radnym wiceprezydent Marek Błoch, który nadzoruje roboty. - Najważniejsze, że pęknięcia są załatane.

- Połatany kanał to nie to samo co nowy kanał - denerwował się radny Zbigniew Grabarz. - Powinniśmy żądać, by ułożyli go jeszcze raz z nowych rur. To skandal, że zapłaciliśmy od razu, skoro terminy płatności wynoszą 60 dni.

Wiceprezydent zlekceważył uwagi radnego Grabarza.