Coraz więcej dzieci potrzebuje pomocy specjalistów.

- Tylko w zeszłym roku wydaliśmy ponad pół tysiąca zaświadczeń o dysleksji - mówi Grażyna Pryca, szefowa poradni pedagogiczno-psychologicznej przy ul. Brackiej 10/12. - O sto więcej niż w poprzednich latach. A zaostrzyliśmy kryteria diagnozy.

Dyslektyk powinien znać zasady ortografii, żeby było wiadomo, czy problemy z ortografią nie wynikają jedynie z pustki w głowie. Musi wcześniej ćwiczyć pisownię.

- Sporo dzieci, które się do nas zgłaszają, to analfabeci - mówi psycholog. - Zamiast czytać, przesiadują przed komputerem, koncentrują się tylko na obrazkach.

Wśród uczniów, dla których ortografia to czarna magia, jest wielu maturzystów. Zjawiają się po zaświadczenie od psychologa, żeby nie mieć problemów na egzaminach.

Kłopoty z czytaniem i pisaniem zaczynają się w szkole podstawowej.

- Rodziców powinno zaniepokoić, jeśli dziecko w drugiej klasie szkoły podstawowej ciągle sylabizuje - tłumaczy Pryca. - Charakterystyczne dla dyslektyków jest robienie błędów nawet przy przepisywaniu.

Wielu rodziców to widzi i próbuje pomóc dzieciom czytając i pisząc za nie streszczenia przeczytanych tekstów.

- Pierwsze porażki pojawiają się przy samodzielnych pracach w klasie - mówi psycholog.

Uczniowie nie czytają, mają problemy z pisaniem i coraz częściej z nadpobudliwością. Nasila się to zwłaszcza w gimnazjach. Wzrasta liczba dzieci z ADHD, czyli nadpobudliwością psychoruchową.

- W ciągu ostatnich piętnastu miesięcy rozpoznaliśmy zespół nadpobudliwości u pięciorga dzieci - wylicza Pryca. - Diagnozę stawia tu neurolog i psychiatra.

Spory problem gimnazjalistów to drugoroczność. Wielu powtarza pierwszą klasę po kilka razy. Kończą 18 lat i rezygnują z nauki.

- Średnio w klasach są po trzy, cztery takie osoby - przyznaje Grzegorz Hanke, dyrektor Gimnazjum nr 2. - To w większości notoryczni wagarowicze. Nie dają sobie pomóc.

Przyczyną jest tu zaniedbanie środowiska i stres związany ze zmianą szkoły.

- Często z podstawówek wypychani są bardzo słabi uczniowie - mówi Hanke. - Schody zaczynają się dopiero w gimnazjach.

Nasze dzieci często nie wiedzą, czego chcą - alarmują psycholodzy.

- Dzieciaki są zdezorientowane - przyznaje Grażyna Pryca. - Podejmują przypadkowe decyzje. Niczym się nie interesują. Czasem wstydzą się przyznać, że szkoła zawodowa to dla nich najlepsze rozwiązanie.

W ubiegłym roku aż 100 uczniów z pierwszych klas szkół ponadgimnazjalnych oblało po kilka przedmiotów.

- Największy odsiew był w liceach profilowanych - przyznaje Marian Lorenczak, naczelnik wydziału oświaty w Starostwie Powiatowym.

Przy naborze do liceów i techników nie ma żadnych ustalonych progów punktowych. W zależności od ilości kandydatów i poziomu egzaminów szkoła może przyjąć nawet słabych uczniów.

- Jak ktoś sobie nie radzi, nie zdaje do następnej klasy - dodaje Lorenczak. - To jest naturalna selekcja.

- Pierwsi uczniowie rezygnują ze szkoły już po kilku miesiącach nauki - przyznaje Janina Śmiechowicz, dyrektorka Zespołu Szkół nr 1. - Przechodzą do zawodówek albo czekają rok, by rozpocząć naukę w innej szkole.