Ponad 37 tysięcy mieszkańców Pabianic korzysta z zasiłków! Dla 17 tysięcy są one jedynym lub najważniejszym źródłem utrzymania. Pieniądze na zasiłki dają ZUS, pomoc społeczna, urząd pracy, Fundusz Alimentacyjny i organizacje charytatywne. Jednak, aby 37 tysięcy pabianiczan mogło co miesiąc dostawać pieniądze, państwo musi "oskubać" tych, którzy pracują i płacą podatki. Innych pieniędzy nie ma. W Pabianicach pracujących podatników jest ok. 20 tysięcy (w całym kraju - 14 mln osób). Wynika z tego, że "na barkach" jednego pracującego jest dwoje biorących zasiłki.

Pabianice przy kasie

Pieniądze "na życie" dostaje co miesiąc 2 tys. bezrobotnych pabianiczan - tych z prawem do zasiłku. Drugie tyle bierze zasiłki przedemerytalne (maksymalnie po 953,40 zł). Kolejne 3,5 tys. mieszkańców naszego miasta ustawia się w kolejkach po pieniądze, talony na obiady, ubrania i węgiel z pomocy społecznej (w całej Polsce - 5,6 mln).

Aż 1.200 rodzinom trzeba wypłacać dodatki mieszkaniowe (nawet po 400 zł miesięcznie), bo nie stać je na opłaty czynszowe. Te wydatki kosztują kasę Pabianic 2,5 mln zł rocznie.

W długim ogonku po pieniądze stoi też ponad 600 pabianiczanek, które wystąpiły o alimenty, bo tatusiowie ich dzieci nie chcą dawać ani grosza. W całym kraju alimenty bierze 436 tys. osób (co kosztuje 1,1 mld zł rocznie). Pieniędzy tych raczej nie uda się wyjąć z kieszeni "tatusiów", gdyż Fundusz Alimentacyjny odzyskuje od "alimenciarzy" zaledwie 16 procent wypłat.

Na chorobowe, na rentę premiera

Nie jest to jednak koniec tasiemcowej listy osób żyjących z zasiłków. Co najmniej tysiąc pabianiczan dostaje zasiłki chorobowe. "Rekordzista" brał miesięcznie prawie 15 tys. zł. W kraju rekord był dużo wyższy. Prezes pewnej firmy dostawał co miesiąc 34 tys. zł "chorobowego". Przez pół roku intensywnego leczenia się w sanatorium wziął prawie 200 tys. zł.

Około 14 tys. mieszkańców naszego miasta pobiera zasiłki rodzinne. Są to wprawdzie małe kwoty, ale nikt z nich nie rezygnuje, bo "się należą".

W zeszłym roku pabianiczanin Marek Chwalewski pokazał, jak w Polsce można zdobyć przyzwoity dodatek do zasiłku przedemerytalnego. Chwalewski - były wiceprzewodniczący Rady Miasta, postarał się o specjalną emeryturę premiera (600 zł co miesiąc). Takie świadczenia dostaje 26,3 tys. rodaków, co kosztowało nas w zeszłym roku 56,3 mln zł. Tygodnik Polityka napisał, że emeryturę specjalną premiera "za zasługi dla kraju, Kościoła i Polaków" (1.800 zł miesięcznie) dostaje też Alicja Grześkowiak - była marszałek Senatu. Dodatkowo "na odchodne" pani marszałek dostała z kasy Senatu ok. 200 tys. zł odprawy senatorskiej oraz 65 tys. zł ekwiwalentu za niewykorzystane urlopy, podczas których odbyła kilkadziesiąt podróży po świecie.

Ucieczki na zasiłki i renty

Sprawdzonym w Polsce sposobem na kłopoty z pracą, ale także i na pospolite lenistwo, jest załatwienie sobie zasiłku. Niedawne maturzystki, gdy skończył im się zasiłek dla absolwentów, chętnie zachodziły w ciążę. Dostawały wtedy "porodowy", "macierzyński", "wychowawczy" i "rodzinny".

W ciągu ostatnich 12 lat kilkaset tysięcy zdrowych i sprawnych pracowników firm w całym kraju załatwiło sobie renty. Zaniepokojeni groźbami likwidacji zakładów, redukcjami załogi, postarali się o renty.

Taką armię "zasiłkowiczów" musi utrzymać coraz mniej liczna grupa pracujących.

Radni biorą zwolnienia z pracy (obowiązkowo z adnotacją: "może chodzić"), ale regularnie przychodzą na posiedzenia samorządu, bo diety płaci się za obecność.
Były wojewoda warmińsko-mazurski był chory przez pół roku. Choremu nie można wręczyć wypowiedzenia, czyli pozbawić go kilkunastotysięcznej pensji.
Po poprzednich wyborach w Kieleckiem natychmiast rozchorowało się kilku byłych prezydentów miast, ich zastępców i członków zarządów. W tym samym czasie odnotowano przypadki ozdrowień osób wybranych do nowych władz.
Dyrektor spółki w Sosnowcu dostaje miesięcznie 50 tys. zł "chorobowego". Choruje już piąty miesiąc.
(za tygodnikiem Polityka, nr 17/2002)