- Jesteśmy ich nową kadrą i chcieliśmy, by nasz pierwszy obóz był obozem marzeń - mówi druhna Emilia Nowak. - Dzieciaki pracowały cały rok, by zebrać pieniądze na obóz. Pakowały zakupy w markecie, rozdawały ulotki pikniku zdrowotnego. Mieliśmy też własne stoisko z kiełbaskami i lodami na Dniach Pabianic. Finansowo pomogli nam też rodzice i sponsor.
Kadra od pół roku wymyślała i planowała atrakcje dla obozowiczów.
- Najlepsza w organizacji i najbardziej pomysłowa była druhna Anna Hartman - wspomina Emilia.
Na początek harcerki wymieniają rejs statkiem, pływanie na bananie, sesje zdjęciowe, happeningi.
- Zorganizowaliśmy akcję przytulania się - opowiada druhna. - Z wielkimi transparentami chodziliśmy po ulicach Mrzeżyna i w ciągu trzech godzin przytuliliśmy około tysiąca osób.
Harcerze zaglądali też do sklepów i jako niepełnoletni próbowali kupić alkohol. Ci sprzedawcy, którzy bez problemów sprzedawali im piwo lub wódkę, dostawali wizerunek "smutnej buźki". Pozostali "buźkę" uśmiechniętą.
Za wykonane zadania lub pomoc innym można było dostać blaszaki - czyli obozową walutę.
- Blaszaki były zrobione z rozbitych młotkiem metalowych kapsli - wyjaśnia Emilia. - Potem można je było wymienić na różne przywileje: mycie menażki, ścielenie łóżka lub spędzenie nocy w namiocie kadry.
W ramach odnowienia tradycji pisania listów, grupa harcerzy wybierała jednego uczestnika obozu, obserwowała go przez kilka dni, a potem pisała list do jego rodziców. Opisywała w nim zachowanie obserwowanej osoby. Rodzice dostawali list i wiedzieli, jak dziecko zachowuje się na obozie.
- Najlepiej wspominamy dwie atrakcje - mówi harcerka Paula Kowalska. - Lekcję historii i wyjazd do Hyde Parku do Niemiec.
Lekcja historii była w formie opowieści i scen z ważnych wydarzeń historycznych. Było też słuchowisko i inscenizacja powstania warszawskiego.
- Dzieciaki to bardzo przeżyły, bo mogły uczestniczyć w odgrywaniu scen z powstania - wspomina druhna.
- W Niemczech odwiedziliśmy ogromny park rozrywki - mówi Karolina Piotrowska. - Do dziś wspominamy wielkie kolejki, na które nie wszyscy odważyli się wejść. Albo ogromny słup, na który wjeżdżało się powoli, a potem wręcz spadało.
Była też wycieczka do Rogowa, gdzie są koszary jednostki wojskowej. Harcerze grali tam w paintballa. Zagrali też w piłkę nożną na prawdziwym boisku.
- Deszcz trochę pokrzyżował nam plany - mówi harcerka Emilia Rogalewicz. - Na plażę chodziliśmy dopiero w ostatnim tygodniu. Ale czas mieliśmy wypełniony atrakcjami.
Na plaży drużyna rozłożyła namalowaną na folii ogromną, kilkumetrową grę Twister. Grało w nią na raz kilkadziesiąt osób.
W celu rozładowania nagromadzonej przez cały dzień energii, harcerze obrzucali się jajkami lub spotykali na debatoriach. Były to rozmowy do późna na trudne tematy. Co wieczór część osób spotykała się na wspólnej modlitwie.
- Było cudownie. Z obozu wywozili nas praktycznie siłą - śmieje się Emilia. - Tak się zżyliśmy, że nie możemy bez siebie żyć. Teraz po obozie spotykamy się prawie codziennie.