- On chciał nas zabić - łapią się za głowy mieszkańcy ogromnej kamienicy stojącej przy skrzyżowaniu z ulicą 3 Maja. - Dlaczego to robił?

W piątek o godzinie 20.00 przy ulicy Warszawskiej 41 z piskiem opon hamowały policyjne radiowozy, karetka pogotowia, wozy strażackie i auta zakładu energetycznego. Bardzo szybko pojawiła się też Ewa Wiśniewska - zastępca prokuratora rejonowego.

- Ktoś chce popełnić samobójstwo - szeptali gapie. - Patrzcie, strażacy rozkładają poduszkę powietrzną.

Po kilku minutach strażacy zwinęli sprzęt. Do akcji wkroczyli policyjni negocjatorzy sprowadzeni z Łodzi. Reporterzy Życia Pabianic z trudem dowiedzieli się, że w kamienicy jest człowiek, który grozi wybuchem. Tak silnym, że potężny dom rozleci się w drobiazgi.

Negocjatorzy próbowali przekonać desperata, by nie igrał z ogniem. Rozmawiali z nim przez kilkanaście minut. Potem wyprowadzili z kamienicy młodego mężczyznę. Desperat pojechał karetką do szpitala.

Pabianicka policja nie chce udzielać informacji o tym, co się stało.

- Proszę dzwonić do Prokuratury Okręgowej - oświadczył nadkomisarz Sławomir Komorowski z pabianickiej policji.

Życie Pabianic ustaliło, że szaleniec, który groził wysadzeniem kamienicy, to 30-letni Michał K. Wiemy, że człowiek ten prowadził sklep na parterze. I jest lokatorem domu.

- To on powiadomił właściciela sąsiedniego sklepu, że zamierza wysadzić kamienicę - mówi prokurator Krzysztof Kopania z Prokuratury Okręgowej w Łodzi. - Ta wiadomość dotarła do Krzysztofa Ankudowicza, prokuratora rejonowego z Pabianic.

Prokurator Ankudowicz wszczął alarm. Wkrótce policjanci przeszukali strych, mieszkanie Krzysztofa M. i jego sklep.

- W sklepie znaleźliśmy aż 19 butelek z rozcieńczalnikiem. Tak było napisane na naklejkach - mówi prokurator Kopania. - Zostały zabezpieczone jako materiał dowodowy.

Zdaniem specjalistów, z 19 butelek łatwopalnego płynu można skonstruować dość silną bombę.

Wyjaśnieniem sprawy - na wniosek pabianickiej prokuratury - zajmie się prawdopodobnie jedna z łódzkich prokuratur.