18-letni bracia wracali z zakupów. Szli ulicą Zamkową. Była przedświąteczna sobota, godzina 19.30. W pobliżu Szkoły Podstawowej nr 5 minęli ośmiu chłopaków w towarzystwie trzech dziewczyn.
- Nagle poczułem silne uderzenie w plecy. Zwaliło mnie z nóg - mówi Sebastian. Upadłem.
Rzuciło się na niego czterech nieznajomych.
- Nie mogłem pomóc bratu, bo mnie obstąpiła reszta bandy - opowiada Adam. - Widziałem jak leżącego brata kopali po głowie, plecach, brzuchu.
Adam dłużej trzymał się na nogach, nie oberwał więc tak mocno jak brat.
- Gdy zakrywałem twarz, oni wykręcili mi ręce i kopali po twarzy - dodaje Sebastian.
Jeden kopniak trafił centymetr od lewego oka. Drugi rozorał ucho.
- Traciłem przytomność. Wtedy mnie podnieśli - opowiada pobity. - Usłyszałem, że chcą mnie wrzucić pod jadący samochód. Nic nie widziałem
Bandyci wyszli na środek jezdni, trzymając Sebastiana za nogi i ręce. Nadjeżdżający samochód ominął ich szerokim łukiem.
- Widziałem co wyprawiają, ale nie mogłem pomóc bratu - dorzuca Adam. - Zamarłem, gdy usłyszałem, że chcą wrzucić go pod tramwaj.
Bracia są muzykami. Nie szwendają się po mieście w poszukiwaniu przygód. Zamkową szli po prezent dla taty.
- Chcieli mnie zabić - mówi Sebastian.
Życie uratowali braciom policjanci, którzy patrolowali okolicę. Na widok radiowozu bandyci uciekli, a dziewczyny schowały się na przystanku tramwajowym.
Kilka minut później nadjechało kilka radiowozów. Policjanci z psem przeczesali okolicę. Zatrzymali dwóch bandziorów i dziewczyny. Wszyscy byli pod wpływem alkoholu.
Zwyrodnialcy mają od 18 do 20 lat. Za napaść na braci grożą im po 3 lata więzienia.
- Ponieważ dziewczyny nie miały osiemnastu lat, ich koledzy będą odpowiadać też za rozpijanie nieletnich - mówi nadkomisarz Sławomir Komorowski z pabianickiej policji.
Na ratunek katowanym nikt nie pospieszył. W tym miejscu stoją trzy kamienice i 4-piętrowy blok. Żaden z lokatorów nie wezwał policji, nie wybiegł z domu. Zamkową jechały samochody, ale kierowcy nie zatrzymali się. Policja nie dostała zgłoszenia o napaści w centrum miasta.
- Jestem zszokowana, że nikt nie zadzwonił na policję - mówi matka pobitych chłopców. - Dziękuję policji za uratowanie życia synom.
- Wiemy już kim są pozostali napastnicy - mówi nadkomisarz Komorowski.
Braciom udzielili pomocy lekarze z pabianickiego szpitala. Po prześwietleniu głów i opatrzeniu ran obaj wrócili do domu.
- Są pod kontrolą lekarzy - mówi matka. - Dobrze, że mieli grube puchowe kurtki i kaptury na głowach. To zamortyzowało uderzenia. Sebastian mógł stracić oko…