- Najbardziej kocham tego największego. To prezent do męża na 10 rocznicę ślubu – wyjaśnia kolekcjonerka.
Słoń-gigant waży prawie 10 kilogramów. W kolekcji jest różowy słoń z Wiednia, biały z alabastru przywieziony z Pakistanu i kanadyjski z centem w trąbie.
- Z Włoch przywiozłam zakochaną parkę, a z Paryża dwa średniej wielkości słonie – wylicza. - Z każdej podróży wracam ze słoniem. Nawet z Gdańska nie przywożę muszelek ani bursztynów, tylko słonie.
Dziś kolekcja liczy około 200 sztuk.
- Nie wiem dokładnie ile ich jest. W każdej przeprowadzce któryś gubił trąbę lub kły, a słoń nie może być okaleczony, bo szczęścia nie przyniesie – uważa Milena.
W mieszkaniu na Bugaju stoją najbardziej wartościowe okazy. Są tu słonie przywiezione z Azji i Afryki.
- W Indiach weszłam do sklepu, gdzie było ponad tysiąc słoni, ale wszystkie ze spuszczonymi trąbami. Byłam zaskoczona, bo ja zbieram słonie z trąbami do góry – tłumaczy. - Kiedy się to zaczęło? Gdy byłam dziewczynką. Potem wszyscy przynosili mi na urodziny czy imieniny słonie i tak rosła kolekcja. Gdy byłam starsza, zaczęłam sam zwozić słonie ze świata.
Dziś część kolekcji została przeniesiona do sklepu Stawickiej.
- Słonie chodzą za mną wszędzie – żartuje Stawicka, pokazując kolekcję ustawioną na regałach w sklepie przy ulicy Orlej 24. - Ustawiłam je jak dekorację. Nie są na sprzedaż.
Co sobotę słonie są odkurzane – zajmuje to właścicielce ponad pół godziny. Raz w miesiącu są myte.
- Kiedyś, gdy miałam zły dzień lub chandrę, wychodziłam z domu na zakupy i szłam kupić słonia. Dziś już to na mnie tak nie działa – mówi ze śmiechem kolekcjonerka.