Błoch twierdzi, że ślizgawka powstała nielegalnie. Powód? Nikt go nie prosił o zgodę na skorzystanie z miejskich hydrantów.

- Strażacy mają prawo do bezpłatnego poboru wody z ulicznych hydrantów tylko do gaszenia pożarów, a nie do wylewania ślizgawek - burzy się dyrektor „wodociągów”. - Ktoś robi sobie prywatną kampanię wyborczą naszym kosztem.

Od tygodnia po lodowisku jeżdżą na łyżwach dzieci.

- To nie jest żadna kampania wyborcza. Chcieliśmy tylko sprawić radość dzieciakom - zaprzecza Grzegorz Mackiewicz, radny miejski i członek towarzystwa Szansa dla Pabianic, które urządziło ślizgawkę. - O naszej inicjatywie wiedziały władze miasta i dały na to zgodę. Przy lodowisku pracuje wiele osób, poświęcając swój czas. Nie biorą za to ani grosza. Wszystko dla dzieci.

Dyrektor Błoch wyliczył, że na lodowisko nielegalnie wylano kilka tysięcy litrów wody. Wycenił ją na 100 zł.

- Zapłaciliśmy mu za tę wodę - mówi Krzysztof Górny z pabianickiej Solidarności. - Skoro poniósł tak ogromną stratę…

Błochowi przydadzą się pieniądze. W zeszłym tygodniu wydał z kasy firmy 2.000 zł na zamontowanie w biurze ZWiK elektronicznych czytników kart magnetycznych. Szefowie „wodociągów” będą ich używać zamiast zwykłych kluczy.