Mało brakowało, a Józef zostałby księdzem.

- Byłem ministrantem. Bardzo mi się to podobało, póki nie musiałem głośno czytać - wspomina. - Gdy słyszałem swój głos roznoszący się po kościele, miałem straszną tremę. Zrozumiałem, że publiczne wystąpienia to nie dla mnie.

Uczył się cukiernictwa w szkole wielozawodowej.

- Od dziecka lubiłem wszystko, co słodkie. I tak mi zostało - mówi. - Choć jest powiedzenie, że rzeźnik nie może patrzeć na kiełbasę, mnie ono nie dotyczy. Szaleję za lodami!

Praktykował u mistrza Edwarda Antczaka w cukierni przy rogu ulic Szewskiej i Warszawskiej. Po egzaminie czeladniczym wyjechał za pracą do Konina.

- Pracowałem w prywatnym zakładzie i nabrałem ochoty, by otworzyć własną firmę - wspomina. - Najpierw jednak musiałem zdać egzamin mistrzowski. Do dziś pamiętam pytania z karmelarstwa, piernikarstwa, ciastkarstwa i lodziarstwa.

Zdał na piątkę. W 1968 roku otworzył w Koninie Ptysia - pierwszą własną cukiernię. Prowadził ją dziesięć lat. Potem wrócił do Pabianic i zaczął produkować lody na Gubałówce (przy ul. Traugutta 13a).

- Wtedy były tylko trzy smaki: śmietankowe, czekoladowe i owocowe. To dlatego, że brakowało past i owoców - opowiada. - Dziś mam ponad trzydzieści smaków.

Sekret pysznych lodów z Gubałówki tkwi w tradycji. Mleko, masło, cukier, śmietanę i zmiksowane owoce cukiernik wrzuca do pasteryzatora. Podgrzewa je do temperatury 90 stopni C, by zniszczyć bakterie. Później schładza do 4 stopni C i zostawia, by masa dojrzała. Cykl trwa całą dobę. Na koniec zamraża masę i wsypuje dodatki, bakalie.

- Lubię obmyślać nowe kompozycje i obserwować, czy smakują moim klientom - mówi Boniecki. - Gdy dostaję w prezencie butelkę dobrego alkoholu, natychmiast się zastanawiam, z jakim smakiem lodów można by go połączyć.

Wyprawa na lody do Bonieckiego to pabianicka tradycja. W niedziele przychodzą całe rodziny. Józef Boniecki ma satysfakcję, gdy w dorosłych klientach rozpoznaje małych pożeraczy lodów sprzed lat.

- Zwierzają się, że smak śmietankowych i waniliowych to smaki ich dzieciństwa. I kupują lody swoim dzieciom - cieszy się. - W takich chwilach chce się żyć.