Ania mieszkała we wsi pod Pabianicami. Miała zaledwie 11 lat. Powiesiła się na drzewie w lesie. Dziecko było posądzone o kradzież pieniędzy szkolnej koleżance. Mama dziewczynki pracowała jako woźna w tej szkole. Gdy usłyszała o domniemanej kradzieży, pokłóciła się z córką. Ania nie wróciła na noc do domu. Jej ciało znalazł rolnik.

Według danych policji i Głównego Urzędu Statystycznego rocznie odbiera sobie życie więcej osób niż ginie w wypadkach drogowych. W 2001 r. na drogach zginęły 5.534 osoby, a samobójstwo popełniło 5.855 osób. Te zatrważające dane dotyczą również Pabianic.

- Tylko w zeszłym roku w naszym mieście było dziewiętnaście samobójstw - mówi sierżant sztabowy Andrzej Baczyński z Powiatowej Komendy Policji.

Sławomir był młodym człowiekiem sukcesu. Choć miał dopiero 33 lata, stworzył dużą prężną firmę. Sprzedawał okna i materiały budowlane. Jeździł drogim samochodem, zatrudniał kilkunastu pracowników. Sponsorował młodych pabianickich piłkarzy. Jego przyjaciele długo nie mogli zrozumieć, dlaczego się zabił. Powiesił się w magazynie firmy przy ul. Karniszewickiej. Przywiązał linę do metalowych schodów, a potem przeskoczył przez poręcz. Na biurku w gabinecie zostawił krótki list do współpracowników: "Przepraszam was. Miałem dostać te pieniądze (…). Zawsze was lubiłem".

Według policji desperaci najczęściej się wieszają, bardzo często rzucają z wysokości. Rzadziej przedawkowują środki nasenne lub leki.

Ze statystyk wynika, że najczęstszą przyczyną samobójstw są kłopoty materialne i bytowe. Nie ma znaczenia wiek ani stan bankowego konta ofiar.

Małgorzatę (42 lata) znalazł dorosły syn w mieszkaniu przy ul. Mokrej. Wisiała na pasku przyczepionym do klamki. Dzień przed śmiercią zadzwoniła do matki. Powiedziała, że źle się czuje. Poprosiła, by nikt jej nie odwiedzał. Na ławie w pokoju zostawiła list do najbliższych: "Wybaczcie. Nie mam siły dłużej żyć. Nie mam pracy ani prawa do zasiłku, ubezpieczenia. Nie mam kompletnie nic…".

Syn Małgorzaty powiedział policji, że mama już kiedyś próbowała się zabić. Połknęła dużo tabletek nasennych. Małgorzata od trzech lat nie mogła znaleźć pracy. Nie płaciła czynszu, rachunków za prąd i gaz. Czara goryczy przelała się, gdy przed Wigilią zostawił ją przyjaciel.

Szokujące jest to, że samobójstwa popełniają coraz młodsi. W 2003 r. co szósty polski samobójca miał mniej niż 25 lat. Wśród nich zdecydowaną większość (87 procent) stanowili chłopcy. Z badań naukowców Uniwersytetu Łódzkiego wynika, że w naszym regionie 7 proc. uczniów szkół ponadpodstawowych przyznaje się do prób samobójczych, a ponad 30 procent - do myśli samobójczych.

Młodzi ludzie zabijają się, bo nie mogą sobie poradzić z narastającym stresem. Frustrację potęgują zaburzenia psychiczne okresu dojrzewania, na przykład depresje. Występują u co trzeciego nastolatka i u zdecydowanej większości młodocianych samobójców (60-90 proc.). Decyzję ułatwiają alkohol i narkotyki (pod ich wpływem jest co czwarty samobójca).

Sebastian (19 lat) pokłócił się z ojcem. Powodem były narkotyki. Sebastian ćpał i nie miał siły zerwać z nałogiem. Ojciec wyrzucił go z domu. Chłopak trzy tygodnie mieszkał u kolegi. Była połowa sierpnia 2004 r. Gdy właściciel mieszkania wrócił wieczorem z pracy, Sebastian leżał na podłodze w pokoju. Na szyi miał przewód elektryczny. Końcówka przewodu była przyczepiona do drzwi.

Nastolatki najczęściej zabijają się we wtorki i środy. Najrzadziej w weekendy. Psychiatrzy Uniwersytetu Łódzkiego zbadali listy zostawiane przez młodych samobójców. Wynika z nich, że najczęstsze motywy to: zawód miłosny, nieporozumienia w rodzinie, problemy w szkole. Przyczyna może być nawet tak błaha jak zepsucie auta ojca, zła ocena w szkole, czy odmowa kupna przez rodziców nowych butów.

17-latek spod Pabianic powiesił się na strychu rodzinnego domu. Kilka godzin wcześniej bez pozwolenia wziął samochód ojca. Auto było oczkiem w głowie taty. Chłopak nie wyrobił na zakręcie i auto osunęło się do rowu. Ucierpiało nieznacznie. Miało jedynie rysy na boku. Ale chłopak panicznie się wystraszył. Napisał list, w którym przeprosił ojca za szkody. Potem wziął sznur i poszedł na strych…