Prezydent Grzegorz Mackiewicz złożył ordynatorowi urologii życzenia i wręczył ogromny bukiet. Napisał też : 45 lat służby w pabianickim szpitalu. 45 lat leczenia naszych mieszkańców. 45 lat bez dnia zwolnienia. Grzegorz Krzyżanowski, ordynator, urolog, pierwszy przewodniczący Rady Miejskiej w Pabianicach. Panie Doktorze, wielkie brawa i podziękowania!

A oto alfabet doktora Krzyżanowskiego, który ujawnił Życiu Pabianic.

A jak alkohol...

...ale też A jak adrenalina. Adrenalina rośnie w lekarzu z każdym zabiegiem, operacją, z każdą trudną decyzją. Rośnie stopniowo, przez cały dzień pracy w szpitalu. U mnie, gdy adrenalina rośnie, staję się spokojniejszy, opanowany, bardziej skoncentrowany na tym, co robię. A wieczorem, po pracy, trzeba odreagować. Wtedy lubię wypić szklaneczkę dobrej whisky i filiżankę espresso. Mnie to pomaga, choć mam nadciśnienie.

B jak Buśka

To zdrobniałe imię mojej żony Dobrosławy. Zaczęła tak mówić do niej babcia, bo Dobrosława to Dobruśka, Buśka. Nasi koledzy z klubu motocyklowego DoctroRiders też nazywają ją Buśką. W klubie każdy ma ksywkę. Ja jestem „Prezes”.

C jak Cieśliński

Profesor Stanisław Cieśliński był moim nauczycielem, mentorem. „Zrobił” ze mnie urologa. Choć był łodzianinem, tworzył pabianicką urologię - poradnię urologiczną a potem oddział urologiczny. Kierował nim do 1992 roku.

D jak dom

Zawsze chciałem mieć własny dom. Długo nie było mnie na to stać, gdyż byłem biedny jak mysz kościelna. A teraz, gdy mam już swój wiek, zdaję sobie sprawę, że z utrzymaniem domu miałbym problemy. Dom powinien budować człowiek młody, bo gdy trzeba zadbać, by nie przeciekał dach, wejdzie na dach po drabinie. Młody przez zimą wrzuci do piwnicy opał, a wczesnym rankiem odgarnie śnieg sprzed drzwi i garażu. To już nie dla mnie. Pewnie jako jedyny z mego pokolenia wciąż mieszkam w bloku. Mieszkanie mamy na drugim piętrze. Niedawno pozbywałem się starego telewizora, takiego z kineskopem wystającym z pudła. Wymieniłem go na płaski. Myślałem, że dam radę wynieść stary telewizor z domu, bo ćwierć wieku lat temu sam go wniosłem. Nie udało się. 54 kilogramy to już za dużo na mój zmęczony kręgosłup.

Domek mamy na wsi. Tam się wyżywam: sadzę i przesadzam rośliny, układam kamienie, strzygę żywopłoty. Uwielbiam wieś, ale żona nie umiałaby wyjechać z miasta na stałe. Zostanę więc w mieście, bo dom to nie cztery ściany, lecz rodzina, która go tworzy.

E jak emerytura

Myśląc o emeryturze, mam mieszane uczucia. Mniej więcej wyobrażam sobie, co bym robił jako emeryt, ale… Dobrze by było już teraz zrezygnować z części zajęć i zobaczyć, jak to jest wracać do domu o godzinie 15.00 na obiad. Ja obiady jadam około 20.00. Wydaje mi się, że wciąż mam wiele do zrobienia. Ostatnio zostałem rzecznikiem praw lekarzy w Naczelnej Izbie Lekarskiej. Póki nie odejdę na emeryturę, pracuję w szpitalu, prowadzę prywatną praktykę, działam w fundacji i izbie lekarskiej.

F jak fundacja

Gdy w 1990 roku Komitet Obywatelski wygrał wybory samorządowe w Pabianicach i zostałem przewodniczącym Rady Miasta, założyłem dwie fundacja. Jedna miała gospodarczo wspierać Pabianice. Nie przetrwała. Druga liczy sobie 27 lat, nosi nazwę „Zdrowie dla mieszkańców Pabianic”, działa do dziś i to prężnie. Wspieramy finansowo pabianicki szpital, kupując sprzęt medyczny i urządzenia dla oddziałów. Ostatnio połączyliśmy siły z fundacją „My kochamy Pabianice”. Udało się nam zebrać pieniądze na ramię C dla szpitala.

H jak hobby

Najpierw była to muzyka i Czesław Niemen. W czasach studenckich podczas wakacji pracowałem we Włoszech i Anglii. Byłem kelnerem, pomywaczem, kuśnierzem, malarzem pokojowym, budowlańcem. W 1973 roku po trzech miesiącach pracy w Anglii zarobiłem tyle funtów, że mogłem kupić autko moich marzeń, Morrisa Coopera. Pamiętam, że siedziałem wtedy na schodach fontanny z Erosem na Piccadilly Circues w Londynie myśląc o ślicznym maleńkim samochodzie, gdy nagle usłyszałem niesamowitą muzykę. Pink Floyd grali „Ciemną stronę księżyca”. No i popłynąłem… Nie kupiłem Morrisa, ale za to miałem największą płytotekę w Pabianicach. Na czarne krążki wydałem wszystko, co zarobiłem w Anglii. Potem przez wiele lat jeździłem polskim skuterkiem Osa, wreszcie maluchem. Gdy stuknęła mi pięćdziesiątka, wziąłem kredyt na legendarny motocykl Harley Dawidson. Kupiłem go. Wkrótce powstał lekarski klub motocyklowy, bo okazało się, że w Polsce lekarzy kocha maszyny marki Harley.

M jak medycyna

To już nie jest moja medycyna. Kiedyś 15 procent czasu lekarz przeznaczał na „papierologię”, a resztę poświęcał pacjentowi. Dziś 80 procent czasu przeznaczamy na wypełnianie papierków. Pacjenci nadal oczekują od lekarza zainteresowania, rozmowy, wysłuchania go, a my mamy dla pacjenta zaledwie kilka minut. Bardzo brakuje mi empatii w stosunku do pacjentów.

Kiedyś wizytowałam Izbę Lekarską w Hamburgu. Byłem gościem laryngologa, który się nami opiekował. Ten lekarz przebadał mnie, nie przestając mówić. Trwało to jakieś cztery minuty. Po wyjściu z gabinetu, w recepcji dostałem diagnozę, opis badania, usg i recepty. Okazało się, że badając mnie, lekarz nagrywał swą diagnozę na dyktafon, a potem asystentka wszystko spisała. Lekarz nie tracił czasu na pisanie.

K jak kwesta

Zbierałem do wielu puszek. W Stowarzyszeniu Zjednoczenie Pabianickie zbieraliśmy pieniądze na obiady i wakacje dla dzieci z ubogich rodzin. Zbierałem też na ratowanie zabytków na pabianickich cmentarzach. To coroczna kwesta. W trzynaście lat uzbieraliśmy ponad ćwierć miliona złotych, za co udało się wyremontować zabytkowe pomniki, prawdziwe perełki.

N jak następca

Przed kilkoma laty myślałem, że moim następcą na fotelu ordynatora będzie doktor Marcin Dłużyński. Spędziłem z nim piętnaście lat, nie tylko w pracy. Mieliśmy wspólne zainteresowania: muzykę, motory. Niestety , Marcin przedwcześnie zmarł. To dla mnie ciężki temat. Teraz mam na oku młodego doktora z naszego oddziału, Wiktora Kępę. Jest po „dwójce”, po doktoracie. Ma wszystko to, co potrzeba, by zostać szefem szpitalnego oddziału, ale - jak mówi – teraz mu najlepiej, bo sam ma szefa, czyli kogoś, kto zawsze go wesprze…

O jak operacja

Na studiach medycznych myślałem o anestezjologii. W tamtych siermiężnych czasach peerelu nie widzieliśmy przyszłości w Polsce. Wraz trzema kolegami z roku zamierzaliśmy wyjechać i pracować za granicą. Wydawało się nam, że na Zachodzie potrzebują anestezjologów i łatwiej tam nostryfikować dyplom polskiej uczelni. Ten pomysł zrealizował tylko jeden z nas. Ja poszedłem do pracy w pabianickim szpitalu, na chirurgię. Moją pierwszą operacją był wyrostek. Pamiętam, że po zdaniu egzaminu przyszedłem pochwalić się tym doktorowi Leszkowi Ziembie. Ale doktor ledwie spojrzał na mnie i rzekł: „Dobra, dobra, tam masz perforowany wrzód u pacjenta, to go zrób”. Pacjent przeżył.

P jak Pabianice

Urodziłem się w Łodzi, ale całe życie mieszkam w Pabianicach. Chodziłem do „jedenastki” przy ulicy Poniatowskiego i I Liceum. Od 43 lat pracuję w tym samym szpitalu. W Pabianicach przeżyłem 1980 rok i początki Solidarności, a potem 1990 rok i Komitet Obywatelski. Z polityki odszedłem po wygranych wyborach samorządowych, bo pogodzenie stanowiska w urzędzie z pracą w szpitalnym oddziale było nierealne. Wybrałem medycynę. Widzę jak zmieniają się Pabianice, jak pięknieją. Jednak ubolewam, że nie mają uroku miasta starego, nie mają klasycznego rynku.

R jak robota

Niestety, „zabieram pacjentów do domu”. Zwłaszcza trudniejsze przypadki medyczne. Cieszę się, że moja żona też jest lekarzem, do tego anestezjologiem, dzięki czemu mnie rozumie. Nie ma jak rozmowa z anestezjologiem na temat ciężkich przypadków. W domu mam na miejscu konsultację i spojrzenie z boku na problem.

S jak stetoskop

Trochę się ich uzbierało przez 43 lata pracy. Pierwszy stetoskop sprawiłem sobie, gdy skończyłem studia i poszedłem na staż. Stażowałem na kilku oddziałach i szybko nauczyłem się posługiwać tym urządzeniem. Potem miałem stetoskopy ze wzmacniaczami i bez. Ostatni, najzwyklejszy w świecie, wisi na wieszaku przy drzwiach w moim gabinecie. Wbrew pozorom stetoskop jest potrzebny także urologom. Osłuchujemy nim brzuchy pacjentów, słuchamy jak pracują jelita.

U jak urlop

Nie pamiętam, kiedy miałem długi urlop. Mimo to zwiedziłem wiele miejsc w Polsce i sporo obcych krajów. Najchętniej podczas urlopu siedziałbym w naszym domku na wsi, ale Buśka lubi podróżować, więc wyjeżdżamy. Ostatnio wyjeżdżamy z wnuczkami. Ja jestem kierowcą, ale nie wiem, dokąd jedziemy. Wszystko wiedzą i wszystko organizują wnuki. Póki jeszcze chcą z nami jeździć…

U jak urologia

W moim życiu pojawiła się troszkę przez przypadek. Odbywałem wtedy specjalizację z chirurgii w starym pabianickim szpitalu. Tam powstawał oddział urologii pod kierunkiem wspaniałego lekarza, profesora Stanisława Cieślińskiego. Profesor namawiał mnie, bym zajął się urologią. Podjąłem decyzję. Od razu zostałem jego zastępcą.

W jak wnuczęta

Mam troje. Dwóch chłopców i dziewczynkę. Miłosz zdecydował się na klasę matematyczną w liceum, a gdy się dostał, to wybrał naukę w… klasie biologicznej. Może będzie z niego lekarz? Wnuczka  Matylda ma duszę artystyczną i talenty plastyczne: świetnie maluje, rysuje. Najmłodszy Krzyś  majsterkuje i kocha muzykę. Dziadek często się zastanawia, co z nich wyrośnie.

Z jak zarobki

Dziś są zdecydowanie wyższe niż w latach 70. czy 80. Nie ma nawet czego porównywać. Mimo to, aby dobrze zarabiać, lekarze łapią po kilka prac, co odbija się na ich zdrowiu. Słyszeliśmy o przypadkach śmierci z przepracowania. Polski lekarz zaczyna przyzwoicie zarabiać dopiero wtedy, gdy zatrudni się w kilku poradniach i ma własną praktykę. Średnia płaca lekarzy to zaledwie 3,5 tysiąca złotych na rękę.