W piątek po południu policjanci zatrzymali w Pabianicach Pawła P. (lat 25). Jeszcze tego samego dnia podejrzany o porwanie wrócił na Śląsk w kajdankach. W niedzielę stanął przed sądem. Prokurator oskarżył go o pobicie, pozbawienie wolności i użycie przemocy w celu wymuszenia zwrotu długu. Sąd nakazał aresztować Pawła P. na 2 miesiące. Grozi mu kara do 5 lat więzienia.

Policjanci z Jaworzna zabrali też znad Dobrzynki Adama M. (lat 23) - drugiego podejrzanego o udział w porwaniu.

Życie Pabianic dowiedziało się, że porwany to 44-letni przedsiębiorca Marek H. Jego firma (Kasta) zajmuje się kontrolowaniem biletów w autobusach miejskich i tramwajach. Robi to także w Pabianicach. Szefem pabianickiego oddziału Kasty jest Paweł P. - herszt porywaczy.

Porywacz i jego ofiara znali się od dawna. Ufali sobie na tyle, że Paweł P. pożyczał pieniądze swojemu szefowi - Markowi H. Ostatnia pożyczka to około 10.000 zł. Umówili się, że Marek H. odda dwa razy więcej. Ale choć termin spłaty jeszcze nie minął, pabianiczanin zrobił się nerwowy. W piątek nie wytrzymał. Wsiadł do forda, zabrał trzech kumpli i pojechali na Śląsk.

O godzinie 13.00 zatrzymali się przed blokiem na osiedlu Podłęże w Jaworznie, gdzie mieszka przedsiębiorca Marek H. Jego konkubina opowiedziała policjantom, jak pabianiczanie bili Marka H., wepchnęli do auta i odjechali. Kobieta zapamiętała numery rejestracyjne samochodu. Podała też rysopisy napastników.

Wkrótce do akcji wkroczyła pabianicka policja.

- Dostaliśmy telefonogram ze Śląska z pytaniem, czy właściciel auta, którego numery zapamiętała konkubina porwanego, może mieć coś wspólnego z poszkodowanym - mówi sierżant sztabowy Andrzej Baczyński z pabianickiej policji. - Nasi ludzie pojechali do domu podejrzewanego, ale nikogo nie zastali.

Policjanci krążyli po okolicy. W pobliżu pizzerii na rogu ulic Partyzanckiej i Traugutta zauważyli Pawła P. oraz mężczyznę z pokiereszowaną twarzą. To był porwany Marek H.

- Zatrzymaliśmy ich - mówi sierżant Baczyński.

Wkrótce okazało się, że Paweł P. przywiózł porwanego do Pabianic w piątek wieczorem. Po drodze zatrzymali się w lesie, gdzie "ręcznie" próbowali „namówić" przedsiębiorcę, by oddał pieniądze.

W mieszkaniu Pawła P. w Pabianicach porywacze chcieli, by przedsiębiorca podpisał umowę kupna-sprzedaży auta. Miała być zabezpieczeniem zwrotu pożyczki. W końcu zmęczony porywacz Paweł P. zostawił go z matką i wyszedł z domu. Kobieta postanowiła pogodzić obu mężczyzn. Z Markiem H. wyszła z domu poszukać syna i porozmawiać z nim. Znaleźli go w pizzerii. Ale na widok przedsiębiorcy Paweł P. wpadł w złość. Pobił go. Wtedy nadjechał policyjny radiowóz.

Paweł P. miał w organizmie 2,7 prom. alkoholu.

Uwolniony Marek H. przyznaje, że pożyczał pieniądze od Pawła P. na duży procent, ale zawsze oddawał. I teraz miał taki zamiar. Na razie leczy rany. Obrażenia, jakie odniósł kwalifikują go na zwolnienie lekarskie dłuższe niż 7 dni.

- W stosunku do dwóch mężczyzn podejrzanych o uprowadzenie i groźby wystawiliśmy wniosek o areszt tymczasowy - powiedział nam w poniedziałek Bogusław Kierc, szef prokuratury w Jaworznie. - Jest obawa, że będą się ukrywać i mataczyć.

W chwili, gdy oddawaliśmy gazetę do druku, jeszcze trwała rozprawa sądowa.

Wiadomo też, że porywaczy było czterech. Policja ciągle szuka czwartego.