Oswald ma rekord. Złowił dorsza ważącego 10 kilogramów, mierzącego 102 cm. Jest na to dowód - dyplom z kutra Kapitan Pirat z Władysławowa, na którym płynął.
- Jeden dorsz mi się zerwał - dodaje Oswald. - Był jeszcze większy.
W wędkowanie na Bałtyku Oswald bawi się od 6 lat. Od czasu, gdy w prezencie dostał wędkę do połowów morskich.
- To wspaniały relaks - zapewnia. - Poza tym zdrowo jest oddychać świeżym powietrzem i jodem.
We Władysławowie znają go wszyscy rybacy. Ale i Oswald musi ze sporym wyprzedzeniem rezerwować miejsce na kutrze.
- Ten sport ma coraz więcej zwolenników - mówi. - Raz udało mi się zorganizować trzydziestoosobową grupę. Wynajęliśmy autokar.
Wypływają w morze o piątej rano. Dwie godziny później są 30 kilometrów od brzegu. Wtedy zaczyna się polowanie na grubą rybę.
- Najchętniej ustawiam się na rufie - opowiada Oswald. - Mniej wieje.
Na haki nie zakłada przynęty, bo na głębokości 100 metrów (tam gdzie pływają dorsze) w Bałtyku nic nie widać.
- Do żyłki jest przyczepiony pirger - metalowy ciężarek, a z drugiej strony hak - wyjaśnia. - Może mieć nawet trzy żądła, na które łapią się dorsze.
W podobny sposób łowi także Joachim Nowak - dyrektor Zakładów Mięsnych Pamso.
- Zdarzyło się, że na jeden haczyk złapały mi się dwa dorsze naraz - dodaje. - I to podczas pierwszego wędkowania!
Dyrektor Pamso woli jeść ryby niż wieprzowinę. Wędkę dostał w prezencie. Polować na dorsza pojechał ze znajomymi.
- Wyprawa była dwudniowa - opowiada. - Dojechaliśmy samochodami wieczorem. Długo gadaliśmy, krótko spaliśmy, o trzeciej rano już byliśmy w porcie.
Łowili do wieczora. Do Pabianic Nowak wrócił nocą z bagażnikiem pełnym dorszy.
- To był mój szczęśliwy dzień - wspomina. - Raz za razem wyciągałem rybę.
Zgodnie z wędkarskim obyczajem, Nowak sam czyścił i filetował ryby. Roboty było dużo. Po zważeniu okazało się, że czystego mięsa jest aż 20 kilogramów.
- Nie wiem tylko, czy był to fuks nowicjusza, czy zwiastun zacięcia wędkarskiego - dodaje. - Nie mogę się o tym przekonać, bo podczas łowienia zepsuł się kołowrotek. Czekam, aż mi go naprawią.
Komentarze do artykułu: Dorsz po dyrektorsku
Nasi internauci napisali 0 komentarzy