Na początku dzisiejszej rozprawy sędzia Lechosław Ługowski zapytał oskarżonego, co chce powiedzieć sądowi.
- Nie wiem co powiedzieć. Jestem chory. Przykro mi za to, co się stało. Nie przyznaję się do winy, bo myślę, że to nie moja wina - stwierdził Ciołek.
- O co pan prosi, o jaki wyrok? - pytał sędzia.
- Nie wiem - odparł Ciołek.
Odczytywanie wyroku sędzia rozpoczął po godz. 12.40. Za zabójstwo trzech policjantów, usiłowanie zabójstwa aresztanta oraz usiłowanie zabójstwa policyjnych negocjatorów i antyterrorystów Sąd Okręgowy w Sieradzu wymierzył sprawcy karę dożywotniego pozbawienia wolności. 
Nie przychylił się jednak do wniosku prokuratury o możliwości warunkowego zwolnienia skazanego dopiero po 45 latach. 
Damian Ciołek będzie mógł wyjść z więzienia po odsiedzeniu co najmniej 25 lat kary.
– Przynajmniej przez 25 lat my i nasze dzieci będą bezpieczne – stwierdziły wdowy po zastrzelonych policjantach.
Kobiety nie są jednak do końca zadowolone z wyroku, bo sąd nie uznał, iż Ciołek działał ze szczególnym okrucieństwem i z motywów zasługujących na najwyższe potępienie. Uznał też okoliczność łagodzącą, jaką jest opinia biegłych psychiatrów i psychologów. Stwierdzili oni, że były strażnik więzienny działał w stanie znacznie ograniczonej poczytalności. Miał niepełną zdolność rozeznania swych czynów i kierowania nimi.
Na znak protestu wdowy wyszły z sali, kiedy sędzia wygłaszała te słowa.
29-letni Damian Ciołek ma wpłacić 50 tysięcy zł na konto Fundacji Pomocy Wdowom i Sierotom po Poległych Policjantach. Wyrok nie jest prawomocny.
– Nie wiem jeszcze czy będę się odwoływał – oświadczył po procesie mecenas Ryszard Osmulski, obrońca Damiana Ciołka. – Sąd uznał wszystkie moje wnioski. Muszę konsultować się z moim klientem.

 

Więcej na ten temat:
Zabójca z przypadku?
Zabijał, bo "słyszał głosy"
Trwa proces Damiana Ciołka