Co dwa tygodnie wyruszają na bitwę. Walczą na śmierć i życie. Strzelają i obrzucają się granatami. Tyle że... dla zabawy

Na pierwszy rzut oka wyglądają jak żołnierze odbywający ćwiczenia w terenie. Ubrani w mundury, zamaskowani, z karabinami w rękach.

- Używamy mundurów wzorowanych na oryginalnych, kontraktowych armii amerykańskiej i jednostek specjalnych – mówi Robert Krawczyk, jeden z założycieli pabianickiej grupy Air Soft Gun „Duchy”.

Ich karabiny to repliki treningowe broni palnej, czyli profesjonalny sprzęt.

- Dla laika wyglądają identyczne, jak oryginalna broń. Dokładnie takie same są używane w wojsku podczas ćwiczeń i podczas kręcenia filmów – wyjaśnia Robert. - Każdy detal jest precyzyjnie odwzorowany. To nie są plastikowe pistolety dla dzieci, jak niektórzy uważają.

ASG to nie broń, tylko jej kopie. Strzelają 6-milimetrowymi, precyzyjnymi kompozytowymi kulkami. Ich zasięg wynosi od 50 do nawet 100 metrów. W ich arsenale znajdują się również granaty dymne, hukowe i rozpryskowe.

 

Zabawa w wojsko

Duchy to drużyna Air Soft Gun. Tworzy ją 12 osób. Na razie są to sami mężczyźni.

- Dziewczyny też mogą dołączyć. Bardzo chętnie przyjmiemy je do grupy, ale nie będzie taryfy ulgowej – ostrzegają. Członkowie drużyny muszą mieć co najmniej 16 lat. Niepełnoletni mogą brać udział w strzelankach tylko za pozwoleniem rodziców.

- Górnej granicy wieku nie ma. Ważne jest przestrzeganie ustalonych zasad. Jeśli ktoś stwarza niebezpieczeństwo podczas zabawy, to mu dziękujemy i wyłączamy z grupy – zaznacza Robert. - Stawiamy na fair-play oraz kulturę osobistą. „Żołnierze” dbają o swoje bezpieczeństwo. Każdy z nich posiada mundur, atestowane okulary ochronne, które chronią oczy. Niektórzy stosują dodatkowe zabezpieczenia: maskę na twarz, hełm, nakolanniki, gogle, rękawice. Ustala się też zasady z jakiej broni przy jakiej odległości można do siebie strzelać. To trening, a jednocześnie zabawa. Członkowie drużyny traktują jednak swoje hobby całkiem poważnie. Reżim panuje tu prawie jak w prawdziwym wojsku. Podczas spotkań, grupa wykorzystuje własne, wypracowane taktyki wzorowane na wojskowych. Jeżdżą też na szkolenia prowadzone przez antyterrorystów i komandosów wojskowych.

– Kursy nie są obowiązkowe, ale dają graczowi większą wiedzę oraz doświadczenie, które mogą wykorzystać podczas gry – dodaje Adrian Skąpski.

Na strzelanki umawiają się co dwa tygodnie, zazwyczaj w niedzielę, z samego rana. Mają kilka swoich ulubionych miejsc. Spotykają się na żwirowniach, w lasach, opuszczonej cegielni.

– Dzielimy je na „zieloną taktykę”, czyli spotkania w terenie i „czarną” - w budynkach – opowiadają.

Po co to robią?

- Chodzi nam przede wszystkim o aktywne spędzanie czasu – mówi Adrian. - To tak, jakbyśmy grali w grę komputerową, tylko na żywo. Poza tym większość chłopaków, którzy do nas trafili, interesuje się bądź też wiąże swoją przyszłość z wojskiem. Airsoft to dość elitarna forma rozrywki.

Zabawki” za grubą kasę

Sprzęt, którego używają najaktywniejsi członkowie drużyny, jest wart kilka tysięcy złotych.

- Jak ktoś się zaangażuje, to chciałby mieć jak najlepszy sprzęt – tłumaczy Adrian. - Ja miałem swojego czasu nawet po 4 karabiny na raz.

Oni sami nie liczą już, ile wydali na swoje „zabawki”. Zdradzają jednak, że kwota jest czterocyfrowa...

- Swoje M4 RIS przerabiam i ulepszam już od 4 lat – mówi Robert.

Komuś, kto dopiero zaczyna swoją przygodę z ASG, wystarczy jednak podstawowy sprzęt.

- Używaną replikę i mundur można kupić już za 400 złotych – mówią.

Pabianicka grupa najczęściej organizuje strzelanki z zaprzyjaźnionymi drużynami z okolic. Bardziej doświadczeni członkowie jeżdżą na ogólnopolskie zloty.

- To są imprezy na dużą skalę. Przyjeżdża na nie nawet 700 graczy. Trzeba mieć już jakieś doświadczenie, żeby w nich uczestniczyć – mówi Robert. - Odbywają się na terenach, które są często w prywatnych rękach i są specjalnie przygotowane na potrzeby zlotu. Na poligonach są więc stare pojazdy, okopy, worki z piaskiem.

Szkoła przetrwania… nad Grabią

Grupa szkoli się też pod kątem survivalu, czyli sztuki przetrwania w trudnych warunkach.

- Wychodzimy na noc do lasu. Zabieramy ze sobą tylko niezbędne minimum: plecak, nóż, śpiwór, apteczkę, telefon, coś do jedzenia – opowiada Adrian.

Takie wypady organizują niezależnie od pory roku i pogody. To wyprawy dla najbardziej wytrwałych.

- Zaczynamy od 20-kilometrowego marszu. Zazwyczaj idziemy w kierunku Ldzania. Nad rzeką rozbijamy obozowisko – mówi.

Szałasy budują z pałatek albo gałęzi. W nich spędzają noc.

- Śpimy na ziemi, karimacie albo ułożonych w odpowiedni sposób gałęziach – dodaje Robert. - Ćwiczymy rozpalanie ogniska za pomocą krzesiwa lub w inny sposób, nie wymagający użycia zapalniczki czy zapałek. Czasem przeprawiamy się przez rzekę.

Zapewniają, że takie zabiegi bardzo hartują.

- Nigdy po nich nie chorujemy – zaznaczają.

„Duchy” prowadzą nabór nowych członków. Zgłosić można się za pośrednictwem facebookowego funpage'a: Pabianicka drużyna airsoftowa DUCHy