Niespełna rok temu zaczęli smażyć ryby w Tavernie. Teraz otworzyli na Bugaju pizzerię Club.

- Mąż przez trzy miesiące piłował, przybijał, wiercił - opowiada pani Joanna. - Każdą deskę heblował własnoręcznie. Sam chciał zrealizować swój projekt.

Oba lokale wyglądają jak góralskie chaty. Ściany obito surowymi dechami, goście siedzą na drewnianych ławach, jedzą na stołach z bali. Bar jest kryty strzechą. Na podłodze leżą kamienie.

- Nie są to jeszcze dochodowe interesy - mówi Andrzej. - Potrzebowaliśmy 10 miesięcy, by klienci rozsmakowali się w naszych rybach. Trochę potrwa, zanim przekonają się do naszej pizzy.

Wcześniej Dybkowie własnymi rękoma urządzili Tavernę, gdzie dziś na patelni skwierczą pstrągi doprawione czosnkiem i ziołami, amury, leszcze, liny, karmazyny, sandacze.

- Nie ma co ukrywać, że zarabiamy na sklepie nocnym i przez wiele lat prowadziliśmy zwyczajną pijalnię piwa - mówi Joanna Dybka. - Ale oprócz zarabiania na życie chcemy robić to, co sprawia nam przyjemność.

Znajomi doradzają, by powstającą sieć lokali gastronomicznych nazwali Dybkin's.