Obcokrajowca udaje Jacek Błoch, lektor języka angielskiego. Jako Anglik - Mark Spencer, prosi o pomoc w rozmaitych sprawach. Najpierw wykręca numer telefonu pogotowia ratunkowego.

- I`m ill and I need some help, please help me (Jestem chory i potrzebuję pomocy. Pomóżcie mi) - błaga.

Dyspozytorka nie zna angielskiego. Woła lekarza dyżurnego.

- W czym mogę pomóc? - lekarz pyta dobrą angielszczyzną.

"Anglik" powtarza, że jest chory.

- Musi się pan zgłosić do lekarza pierwszego kontaktu w przychodni - radzi lekarz. - Zadzwonił pan na pogotowie, a my wysyłamy karetkę do zawałów, wypadków.

W komendzie policji „Anglik" zgłasza kradzież auta.

- Good morning. My name is Mark Spencer. Someone has stolen my car! (Ktoś ukradł moje auto) - krzyczy do słuchawki.

- Auto? Jakie auto? - pyta oficer dyżurny.

- It`s Volvo s40. Please do something in this case. Do come here and help me! (To volvo s40, proszę pomóżcie i zróbcie coś w tej sprawie) - błaga "Anglik".

- Numer rejestracyjny samochodu? - pyta policjant.

W tym momencie wyjaśnia, że to sprawdzian językowy.

- Zrozumiałem wszystko. Kiedyś uczyłem się angielskiego - tłumaczy dyżurny.

Do Unii Europejskiej daleko mają strażnicy miejscy.

- I have a problem because my car is blocked. What should I do now (Mam problem, ktoś zablokował mój samochód, co mam zrobić?) - zaczyna rozmowę "Anglik".

- Samochód się panu zepsuł? - podpytuje dyspozytorka Straży Miejskiej.

- I dont't understand. Do you speak English? (Nie rozumiem. Mówi pani po angielsku?) - pyta „Anglik".

- No - odpowiada dyżurna.

- I want tu speak with your boss (Chce rozmawiać z pani szefem) - prosi. - Szef!

- Słucham - w słuchawce odzywa się męski głos.

- My car is blocked. What should I do now? - powtarza "Anglik".

- Nie rozumiem, co pan mówi. Proszę zadzwonić pod 997. Tam panu pomogą - radzi strażnik.

- But my auto. Auto! - „Anglik" nie daje za wygraną.

- Ale gdzie pan się znajduje? - pyta strażnik i dodaje po chwili: Adres?

- My adres? Hotel Piemont, Kilińskiego Street - informuje "Anglik".

- To niech pan tam oczekuje - kończy rozmowę strażnik.

Teraz „Anglik" dzwoni do straży pożarnej.

- I'm going in my car near Jutrzkowicka Street and there are flames in the fields, lots of flames. I suppose it`s fire (Jadę autem w pobliżu Jutrzkowickiej i na polach widzę płomienie, sądzę, że to pożar) - alarmuje.

- Na jakiej ulicy? - pyta oficer dyżurny.

- I don`t understand Polish. Do you speak English? - pyta "Anglik".

- No - odpowiada strażak i odkłada słuchawkę.

A po chwili dzwoni telefon.

- Tu straż pożarna. Ktoś po angielsku zgłaszał pożar. Naprawdę się pali? - pada pytanie.

Tłumaczymy, że to tylko sprawdzian. Pytamy, dlaczego strażak rzucił słuchawką.

- To przez dowcipnisiów, którzy często tak żartują - wyjaśnia strażak. I przyznaje, że nie pogadałby z obcokrajowcem, bo nie zna angielskiego.

W zakładach Pamso, Philips i Polfa sekretarki oraz pracownice marketingu mówią płynnie po angielsku. Równie gładko idzie wynajęcie pokoju w hotelu Piemont. Recepcjonistka rzeczowo pyta o termin przyjazdu, długość pobytu. Informuje o cenie pokoju i posiłków.

Problemy zaczynają się, gdy „Anglik" dzwoni na cmentarz komunalny.

- I`m looking for the tomb of my grandparents. Could you help me, please? (Szukam grobu moich dziadków. Czy może mi pani pomóc?) - pyta.

- Nie mówię po angielsku - mówi zaskoczona pracownica.

- Grób maj dziadek - „Anglik" pomaga łamaną polszczyzną.

- Kiedy umarł? Data śmierci? - pyta kobieta.

- I don`t speak Polish. I don`t understand anything at all (Nie mówię po polsku. Nie rozumiem, co pani mówi) - odpowiada „Anglik".

- Ile lat temu umarł 20, 30, 40? Data zgonu? - próbuje pracownica cmentarza.

- What does "zgonu" mean? (Co to znaczy zgonu?) -

- Nie rozumiem, co pan mówi - rezygnuje kobieta.

Nie lepiej jest w Urzędzie Miejskim i Starostwie.

- Good morning, my name is Mark Spencer. I would talk to Jan Berner - the president of Pabianice. Is he available today - pyta "Anglik"?

- Yes, moment - odpowiada sekretarka prezydenta. A po chwili w słuchawce słychać: „Basia, umiesz mówić po angielsku?".

Angielskiego nie zna też sekretarka starosty.

- Eee... Mmmm..., chwileczkę - plącze się, gdy „Anglik" prosi o rozmowę ze starostą Grzegorzem Janczakiem.

Sekretarka rozpaczliwym tonem pyta koleżanki: „Kto zna angielski, bo ja się nie uczyłam?".

Kilkanaście minut później „Anglik" idzie na spotkanie z prezydentem Pabianic. Jest ubrany jak rasowy biznesmen: biała koszula, garnitur, elegancka aktówka.

Do sekretariatu Jana Bernera wprowadza go ochroniarz. Sekretarki na migi wskazują fotel. Prezydent wita gościa płynną angielszczyzną. Zaprasza do gabinetu. Rozmawiają kilkanaście minut. Po angielsku.

Gorzej jest w Starostwie. Recepcjonistka nie wie, jak wytłumaczyć, że trwa sesja i starosta jest zajęty. Sytuację ratuje wicestarosta Barbara Górniak, która zna angielski.