- Pocztą pantoflową rozniosło się, że znam się na tych aparatach - opowiada Krzysztof. - W zeszłym roku dotarła do mnie firma Nikon i zaproponowała współpracę.

Pabianiczanin musiał zorganizować na festiwalu ministudio z modelkami i zaprezentować cudo D2X w akcji. Pokaz wzbudził ogromne zainteresowanie. Zwłaszcza, że jest to najdroższy aparat marki Nikon.

- Każdy mógł wziąć go do ręki - wspomina Korycki. - I pod moim czujnym okiem zrobić kilka zdjęć modelkom.

To była polska premiera D2X - miesiąc po tym, jak aparat wszedł na rynki europejskie. Krzysztof dostał go na dwa tygodnie przed prezentacją.

- Zbyt mocno się z nim zaprzyjaźniłem - mówi z tajemniczym uśmiechem. - Dlatego rozstanie po pokazie było bardzo bolesne.

W nikona "wdepnął" przypadkowo. Pierwszy był model 801.

- Równie dobrze mógłby to być canon. Wtedy nie przywiązywałem wagi do marki - przyznaje. - Aparat służy do robienia zdjęć. Ci, którzy pędzą za nowinkami technicznymi, często o tym zapominają.

Pierwszy aparat fotograficzny Korycki dostał od ojca, gdy miał 12 lat. To była praktica. Zapisał się do kółka fotograficznego w szkole podstawowej. Fotografował robaczki, drzewa, chmury, muchomory...

- Do dziś mam zdjęcia z tego okresu - wspomina. - Patrzę na nie z sentymentem, ale i z niedowierzaniem, że mogły mi się kiedyś podobać.

Nawet w wojsku nie rozstawał się z aparatem. Robił zdjęcia podczas zmiany warty przy Grobie Nieznanego Żołnierza.

- Byłem wtedy tak pochłonięty pracą, że nie zasalutowałem na widok sztandaru - wybucha śmiechem. - Chcieli mnie za to zamknąć.

W fotografii zawsze interesowały go pejzaże. Jego zdjęcia wiszą na ścianach w wielu domach.

- Często mam ochotę zamknąć zakład, zarzucić aparat na plecy i szukać spokoju w przyrodzie - rozmarza się fotograf. - Czasami nawet mi się to udaje.

Wszystkim, którzy interesują się fotografią, poleca aparaty analogowe.

- Nie można dać się oszołomić tysiącu klatkom zrobionym bez zmiany filmu - ostrzega. - Cyfrówki to tylko technika, nie oddadzą prawdziwej głębi zdjęcia.

Korycki kolekcjonuje stare aparaty. Ma ich ponad 30.

- Najprymitywniejszy model odkryłem przez przypadek - ekscytuje się. - To camera obscura w mojej ubikacji na zapleczu zakładu.

Do małego, ciemnego pomieszczenia przez dziurkę od klucza wpada światło. Na ścianie powstaje odwrócony obraz podwórka.

- Ostrość obrazu można poprawić zakrywając dziurkę - tłumaczy. - Tak wyglądały pierwsze aparaty. Technika idzie jednak błyskawicznie do przodu. Nie uciekniemy przed nią.

Korycki od 18 lat prowadzi studio fotograficzne przy ul. 20 Stycznia 38. Codziennie zaglądają do niego pasjonaci i ci, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z fotografią. Oczekują porady, kilku wskazówek. Czasami przychodzą ze swoimi nikonami.

- Lubię takie zapalone marudy - wyznaje Krzysztof. - U mnie zawsze można porozmawiać o normalnej fotografii.