Wszystko zaczęło się od wymiany gazomierzy w domach. Monterzy robili to w drugiej połowie zeszłego roku. O kradzież gazu są posądzani głównie właściciele domów jednorodzinnych, którzy ogrzewali lub dogrzewali mieszkania gazem.

Do Krzysztofa Krawczyka, lekarza z pabianickiego pogotowia, pracownicy gazowni przychodzili dwa razy.

- Najpierw była ekipa z Pabianic. Powiedzieli, że chcą wymienić licznik - opowiada doktor Krawczyk. - Wpuściłem ich. Przez chwilę kręcili się przy gazomierzu. Stwierdzili, że jednak nic nie będą wymieniać.

Druga brygada, tym razem z Łodzi, zjawiła się dwa tygodnie później. Monterzy założyli nowy licznik. Stary zabrali. Wkrótce Krawczykowie dostali zawiadomienie, że stary licznik będzie poddany ekspertyzie. Gazownia wyznaczyła datę i godzinę.

- Nie pojechałem. Myślałem, że to zwyczajna formalność. Nie grzebałem przy gazomierzu, byłem więc spokojny - opowiada lekarz.

Wyniki ekspertyzy mocno zaniepokoiły lekarza. Gazownicy twierdzili, że ktoś "majstrował" przy plombach licznika. Gazomierz trzeba poddać kolejnym oględzinom - orzekli. Miał tego dokonać producent urządzenia - firma z Tarnowskich Gór.

- Wciąż sądziłem, że wszystko będzie w porządku - opowiada Krzysztof Krawczyk.

Nie było. Wkrótce doktor Krawczyk odebrał kolejne pismo. Tym razem gazownia zarzuciła mu kradzież gazu. Wezwała do zapłacenia kary… prawie 7.000 zł.

- Twierdzili, że wymieniłem plomby na liczniku - opowiada lekarz.

Krawczyk odwoływał się kilkakrotnie. Bez skutku. W końcu poszedł do rzecznika praw konsumenta w Starostwie Powiatowym. Nie był jedynym odbiorcą gazu, z którego gazownia próbuje robić złodzieja.

- Od końca zeszłego roku lawinowo zgłaszają się do mnie ludzie ze skargami na łódzką gazownię - potwierdza Elżbieta Jabłońska, rzecznik praw konsumenta. - Wszystkie historie o rzekomej kradzieży gazu są łudząco do siebie podobne.

Rzecznik pertraktowała z Zakładem Gazowniczym. Też nic nie wskórała.

- Szefowie gazowni powołują się na trzy ekspertyzy. Uparcie twierdzą, że ci ludzie kradli gaz i muszą zapłacić kary - opowiada.

- Pomyłka nie wchodzi w grę - mówi Waldemar Fortuna z działu marketingu i kontroli łódzkiej gazowni. - Liczniki sprawdzali niezależni eksperci. Stwierdzili, że plomby na nich są podrobione.

Mieszkańcy Pabianic i Ksawerowa posądzeni o kradzież gazu zjednoczyli siły. Wspólnie wynajęli adwokata. Zamierzają złożyć w sądzie pozwy przeciwko gazowni.

- Nie wierzymy w obiektywizm ekspertyz - mówi Krzysztof Krawczyk. - Pracownicy gazowni dostają premie za złapanie złodziei. Mają interes w tym, by wrobić w kradzież jak najwięcej osób.

Gazownia odpiera zarzuty.

- Sto czterdzieści osób to tylko pozornie duża grupa. Oni stanowią zaledwie cztery procent naszych klientów w powiecie pabianickim - mówi Waldemar Fortuna.

Fortuna nie zaprzecza, że za złapanie złodzieja gazownicy dostają premie.

- Nie powiem, jak są naliczane - dodaje. - Ale kwota premii rozkłada się na całą ekipę pracująca w terenie.