13 stycznia 2009 roku około godziny 19.00 ubrała się w kurtkę, wzięła dokumenty i wyszła z domu przy ulicy św. Jana 1. Nie wzięła ze sobą psa, choć zwykle o tej porze chodziła z nim na spacer.
– Żona nie chorowała. Po prostu wyszła z domu i ślad po niej zaginął – mówi mąż zaginionej. – Obdzwoniliśmy wszystkich znajomych, rodzinę. Szukaliśmy jej w szpitalach. Jak kamień w wodę. Nikt jej nie widział.
W czwartek z Irlandii przyleciał syn, żeby szukać matki. Na pomoc wezwał go ojciec. Irlandzki szef dał Arkadiuszowi wolne na tak długo, jak długo będą trwały poszukiwania matki.
– Jeszcze w poniedziałek z nią rozmawiałem na skype – mówi pan Arek. – Nic nie zapowiadało tego, co się stało.
Pani Jolanta nie pracuje, jest na zasiłku przedemerytalnym. Zajmuje się domem.

- Ostatnio w tajemnicy przed rodziną zaciągnęła kredyty, których nie mogła spłacić - dodaje syn. - Obawiam się, że jej zaginięcie może mieć coś z tym wspólnego.
Teraz Jolanty Nowak szuka też policja.
Wszystkie osoby, które widziały lub wiedzą, gdzie może przebywać zaginiona, rodzina prosi o pomoc lub informacje pod numerem telefonu: 0-42 215-20-32 lub 8888-56-795.