Sąd przyznał 1,5-milionowe odszkodowanie rodzicom dziecka, które zmarło pod „opieką” ginekologów z pabianickiego szpitala w 2003 roku.
- Wyrok jest prawomocny – mówi Józef Tazbir, pełnomocnik likwidatora ds. medycznych. - Dwóch lekarzy lada dzień otrzyma wymówienia. Nie mieliśmy pola manewru. Nie możemy jako zakład narażać się na zarzuty o brak nadzoru nad ekipą.
Pracę straci - Jan Matyjaszczyk, ordynator oddziału ginekologiczno - położniczego, i Andrzej Sieczkowski, ginekolog.
- Nie jest to nasze widzimisię – dodaje. - To dla nas też duży problem, zwłaszcza w momencie, gdy likwidacja szpitala dobiega końca. Oni narazili szpital na ogromne straty i niszczą jego opinię.

Dziś na ten temat pisze też Gazeta Wyborcza. Lekarze tłumaczą, że to nagonka. Nie czują sie winni:

"Szpital w Pabianicach chce zwolnić dwóch lekarzy związkowców. - To czystka - skarżą się medycy. - Niech się cieszą, że nie dostali dyscyplinarki - odpowiada dyrekcja.

Związkowcy to ordynator ginekologii i jego zastępca. Proszą, żeby nie wymieniać ich nazwisk. Obydwaj są związkowcami, zastępca to szef lekarskiego związku zawodowego w szpitalu. Jak twierdzą, obydwu ich dyrekcja poprosiła na dywanik. - Dostaliśmy ultimatum: albo podpisujemy wypowiedzenie, albo dostajemy dyscyplinarkę - mówią.Nic nie podpisali, więc szefostwo szpitala rozpoczęło wydłużoną w wypadku związkowców procedurę zwolnienia z pracy. Wszystkie związki w placówce dostały informację, że dyrekcja straciła zaufanie do lekarzy z powodu ciężkiego naruszenia obowiązków pracowniczych.

Wersja lekarzy. - Dyrekcja, żeby się nas pozbyć, wyciągnęła nam historie sprzed lat - skarżą się lekarze.

Chodzi o skargi na ginekologów, które skończyły się dwoma procesami sądowymi.W pierwszej sprawie chodziło o odszkodowanie za to, że urodziło się martwe dziecko. Zaczęła się w połowie 2003 roku, wyrok zapadł dopiero w lipcu tego roku. Sąd uznał, że lekarze odbierający poród popełnili błąd, i przyznał 550 tys. zł odszkodowania i 111 tys. zł renty. 475 tys. zł zapłaciło PZU. Resztę musi wyłożyć szpital. Drugi proces zaczął się w połowie 2007 roku. Odszkodowania domagała się rodzina za zaniedbania w opiece nad rodzącą, przez co dziecko urodziło się w bardzo ciężkim stanie. Sąd znów uznał, że lekarze popełnili tu błąd, i przyznał rodzinie ponad milion złotych odszkodowania i 100 tys. zł renty. Lekarze przekonują, że nic o sprawach sądowych i wyrokach nie wiedzieli. Ordynator dodaje, że nie odbierał żadnego z osądzanych porodów. Zastępca odbierał jeden z nich, ale twierdzi, że nie czuje się winny. - Takie historie zdarzają się na każdym oddziale - przekonują obaj. - Przecież nigdzie nie rodzą się same zdrowe dzieci. Dyrekcja miała dużo czasu, by wyciągnąć wobec nas konsekwencje. Pewnie chce się pozbyć niewygodnych pracowników, nim szpital zostanie skomercjalizowany.

Faktycznie, od 1 listopada szpitala będzie funkcjonować jako spółka.Witold Barszcz w pabianickim szpitalu rządzi od roku. Przekonuje, że o sprawach sądowych wcześniej nie wiedział. Dopiero kilka dni temu radca prawny przyszedł do likwidatora placówki. Powiedział, że trzeba zapłacić odszkodowanie.

- Zaczęliśmy analizować te sprawy - mówi Marcin Ostojski, likwidator. - Poprosiliśmy o opinię wojewódzkiego konsultanta do spraw ginekologii. Przyznał, że błędy popełnione przez naszych lekarzy dyskwalifikują ich. Później okazało się, że jeszcze trzy rodziny chcą odszkodowań za błędy na ginekologii. Pan tolerowałby coś takiego?

- W spółce musimy liczyć każdy grosz - dodaje dyrektor Barszcz. - A właśnie dowiedziałem się, że przez błędy lekarzy szpital stracił kilkaset tysięcy.

Ostojski: - Wobec ordynatora i jego zastępcy rozważaliśmy dyscyplinarkę, ale w końcu zdecydowaliśmy się na zwykłe zwolnienie. Powód? Brak nadzoru nad lekarzami, którzy zdaniem sądu dopuścili się błędów. Żaden z nich już u nas nie pracuje.

Likwidator zapowiada, że mimo to o lekarskich błędach poinformuje prokuraturę.

- Obydwa procesy były z pozwów cywilnych - broni się ordynator ginekologii. - Gdybyśmy popełnili przestępstwo, sąd musiałby na nas donieść. Nie czuję się winny."