Zaczyna nam dokuczać brak personelu. Zatrudniamy już dziewczyny dojeżdżające z Bełchatowa - przyznaje Stefania Mosińska, naczelna pielęgniarka szpitala w Pabianicach.

Te koleżanki, które wyjechały w Anglii czy we Włoszech tygodniowo zarabiają więcej niż my przez miesiąc - dodaje oddziałowa interny. - Jeżeli sytuacja w służbie zdrowia się nie zmieni, większość koleżanek wyjedzie.

Nasze pielęgniarki pracują głównie we Włoszech, Anglii i Szkocji. W pabianickim szpitalu nie ma oddziału, z którego by nie uciekła co najmniej jedna. Następne szykują się do wyjazdu.

Bogusława (20-letni staż pracy w Polsce) przez okrągły rok zarabiała w Basingstoke w Anglii.

Siostry są tam bardzo szanowane - twierdzi. - Traktowano mnie niemal na równi z lekarzem. Jeszcze trochę i awansowałabym na starszą pielęgniarkę.

Ale były i minusy.

Zwłaszcza pogoda - opowiada siostra Bogusława. - Przez pierwsze miesiące strasznie bolały mnie stawy, puchły nogi. Wszystko za sprawą okropnej angielskiej wilgoci.

Przed wyjazdem do pracy nie korzystała z biura pośrednictwa. Ukończyła 4-letni kurs języka angielskiego. I spakowała walizki.

Weszłam do upatrzonego szpitala w Basingstoke. Przedstawiłam się, powiedziałam skąd jestem - wspomina. - I oznajmiłam, że chcę tu pracować.

Anglicy przyjęli ją serdecznie. Musiała jednak załatwić wymagane dokumenty. Trwało to aż cztery miesiące.

Agnieszka (14-letni staż) w maju zacznie pracę w Anglii. Będzie opiekowała się staruszkami. Ofertę znalazła w dwutygodniku "Praca i życie za granicą". Wysłała CV. Wkrótce zadzwonili.

Po krótkiej rozmowie w języku angielskim zaproszono mnie do Kielc na spotkanie z pracodawcą - opowiada.

W Kielcach odpowiedziała na kilka prostych pytań. Przyszły szef chciał wiedzieć skąd przyjechała, czym się interesuje, czy już opiekowała się starszymi ludźmi.

Nawet pochwalił mój angielski - mówi z dumą. - Po tygodniu wiedziałam, że wyjadę w maju.

Katarzyna (8-letni staż) wybierała się do Włoch - wraz z koleżanką z pediatrii. Ulotkę o możliwości pracy we Włoszech dała im znajoma z łódzkiego szpitala. Ktoś rozwieszał je na oddziałach.

Włoski to stosunkowo prosty język - wyznaje siostra Katarzyna. - Zapisałam się na kurs językowy, wysłałam CV do pracodawcy.

Na rozmowę zaprosili ją do Warszawy. Złożyła potrzebne dokumenty. Pracodawcy zapewniali, że odezwą po trzech miesiącach. Nie odezwali się.

Zrezygnowałam - opowiada Katarzyna. - Zniechęciły mnie również opowieści koleżanek, które bardzo długo nie mogły się zaaklimatyzować we Włoszech. Przez pierwsze tygodnie mieszkały na walizkach.

Mimo to koleżanki zostały. We Włoszech pracują od dwóch lat. Przełamały barierę językową, zdały egzaminy. Nie zamierzają wracać.

Polskie pielęgniarki kończą za granicą kursy i szkolenia. Z roku na rok zarabiają więcej.

Po dwóch latach pracy można mieć takie oszczędności, że wystarczą na rozpoczęcie budowy domu w Polsce - mówi jedna z pielęgniarek.

Ale przyznaje, że trzeba mocno oszczędzać. Dlatego polskie pielęgniarki w wynajętym pokoju mieszkają po 3-4.

Same gotują, oszczędzają na dojazdach do pracy.

W Anglii spotkałam kilku pabianiczan - opowiada siostra Bogusława. - Wpadliśmy na siebie na ulicy. Tam jest mnóstwo Polaków. Pewnie za dziesięć lat zaludnimy całą Anglię. Bo Anglicy masowo wyjeżdżają do Australii i Ameryki, gdzie jest dla nich raj.

Siostra Katarzyna już nie myśli o wyjeździe. Wyszła za mąż, urodziła dziecko.

Siostra Agnieszka siedzi na walizkach. Przed nią roczny kontrakt.

Siostra Bogusława jest teraz potrzebna rodzinie. Ale czuje, że długo w kraju nie wytrzyma.

- W Anglii mam już wielu przyjaciół - wyznaje. - Moja siostra wyjechała tam z całą rodziną. Na pewno wrócę do Anglii.