- Ja też nie wpuszczam księdza, bo nie chciał mi ochrzcić dziecka - wyznaje Aga na jednej z grup na Facebooku, które zrzeszają pabianiczan. Wtórują jej inne osoby.

- Nie wpuszczam, nie daję koperty - powtarzane jest jak mantra. 

Skąd niechęć do, tradycyjnej bądź co bądź, kolędy? Powodów wymienianych jest kilka: ludzie wstydzą się księży, uważają tradycję za przeżytek, duchownych za naciągaczy... I, skoro nie chodzą do kościoła, nie mają zamiaru też zapraszać księdza do domu. 

- Zawsze lubiłam to wyczekiwanie kroków na schodach i każde trzaśnięcie drzwiami na klatce. I wtykanie zapałek w wyłączniki, żeby księdzu światło nie zgasło. Teraz tego nie ma, bo "na oko" księdza przyjmuje jeszcze ze dwóch sąsiadów - mówi Małgosia.

Sama wpuszcza księdza.

- W ogóle nie rozważam w kategoriach "wpuszczać". To jakoś źle brzmi, a przecież gość w dom i to z błogosławieństwem jeszcze - uważa.

Skoro wpuszczać, pozostaje pytanie - ile dać do koperty na tradycyjną ofiarę? Tu padają różne odpowiedzi: od 20 do nawet 100 złotych. Księża różnie koperty traktują: jeden nie zauważy, drugi włoży do torby, trzeci wyjmie pieniądze, policzy i zapisze w zeszycie.

- Błogosławieństwo Boże jest bezcenne - ocenia Grzegorz. - Ja zawsze się cieszę i czekam niecierpliwie, kiedy ksiądz przyjdzie.

- Nie płacimy "za błogosławieństwo". Możemy się ewentualnie dorzucić do utrzymania parafii, której jesteśmy członkami, w której się spotykamy, z której korzystamy - dodaje Małgosia.

A wy, jakie macie spostrzeżenia? Przyjmujecie księdza po kolędzie?