Blok przy ul. Trębackiej terroryzuje kilkunastoletni chłopak.

- Pół osiedla boi się chodzić przed naszym blokiem. On bez przerwy wysiaduje w oknie i rzuca w przechodniów jajkami. Strach pomyśleć, co z niego wyrośnie - opowiada jedna z lokatorek.

Jednak częściej skarżymy się na dorosłych sąsiadów.

- Ta kobieta jest nie do wytrzymania - opowiadają o swojej sąsiadce lokatorzy kamienicy przy Piotra Skargi. - Krzyczy, wyzywa nas od najgorszych. Tylko dlatego, że ktoś za szybko schodzi po schodach. Przecina nam sznurki na strychu, rysuje karoserie naszych samochodów. Nieraz próbowała oblać nas wrzątkiem z okna.

- Dzwoni na policję i opowiada, że ją bijemy. Grozi, że zrzuci nas ze schodów, bo kot sąsiadki tupie jak koń - opowiada lokatorka, która mieszka nad zakałą kamienicy.

- Kiedy jej odbija, cały dom drży w posadach - dodaje jej sąsiadka. - Jesteśmy bezsilni. Chcemy w końcu mieć spokój, a nie możemy nic zrobić.

Najczęstszą przyczyną sąsiedzkich waśni są huczne imprezy.

- Mieszkanie pod panem F. było koszmarem - opowiada Anna z ul. Łaskiej. - Imprezował cały rok, nie uznawał żadnych świętości. Nie chciałam uchodzić za zrzędę, dlatego nie wzywałam ani Straży Miejskiej, ani policji.

Ale sąsiad imprezował kilka razy w tygodniu. Tak głośno, że Anna nie mogła spać. Miarka się przebrała, gdy pewnego ranka na parapecie znalazła prawie całe menu z wieczornej imprezki... w połowie strawione.

- Wtedy postanowiłam zareagować. Ale próbę rozmowy przerwał jednym warknięciem: Wypier...! - wspomina.

Od tej pory było jeszcze gorzej. Balangi urządzał jeszcze częściej, jakby na złość.

- Podczas jednej z nich, razem z kolegami od kielicha, wysiusiali się przez balkon. Bałam się go, więc siedziałam cicho - mówi Anna.

Koszmar skończył się dopiero, gdy uciążliwy sąsiad spakował manatki i wyniósł się.

- Teraz pewnie komuś innemu umila życie - mówi z ulgą Anna.

Batem na uciążliwych sąsiadów jest policja i Straż Miejska.

- Interweniujemy kilka razy w miesiącu - mówi Adam Wielechowicz, komendant Straży Miejskiej. - Najczęściej są to głośne imprezy młodzieży, która szaleje pod nieobecność rodziców.

Są i tacy lokatorzy, którzy wymyślają setki sposobów, by oczernić sąsiadów i utrudnić im życie.

- Tych rozpoznajemy po głosie - mówi szef "tygrysów". - Na Bugaju jest pani, która twierdzi, że sąsiedzi podsłuchują ją przez rury kanalizacyjne. Dzwoni regularnie jak w zegarku.

Donosy jednej z sąsiadek spędzają sen z powiek lokatorom kamienicy przy ul. Rzgowskiej.

- Ciągle nas o coś oskarża - mówią. - Wymyśla, że ją okradamy, bijemy, złośliwie zasypujemy mieszkanie sadzą. To złośliwa baba, której się nudzi. Nawet strażnicy nam współczują. Ale przyjeżdżać muszą za każdym razem.