We wrześniu tego roku skończyłby 59 lat. W ubiegły czwartek odszedł od nas. Zmarł w szpitalu im. Sterlinga w Łodzi. Choroba dopadła go nagle - 7 lutego podczas spotkania radnych miejskich miał zawał serca.

Wiadomość o jego ciężkiej chorobie zaskoczyła wszystkich. Chorował rzadko, nigdy poważnie. Mieszkańcy Bugaju często widywali go na spacerach z psem. Uprawiał sport, grał w piłkę ręczną i koszykówkę, systematycznie chodził na siłownię i pływalnię. Miał doskonałą pamięć. Co do sekundy potrafił podać, kiedy urodziły się jego ukochane wnuki Karol i Maciej. Zawsze pogodny i uśmiechnięty, życzliwy dla ludzi. Jego dewiza brzmiała: być sobą i widzieć drugiego człowieka.

Był prawdomówny i słowny. Popełniał błędy, ale potrafił powiedzieć przepraszam. To rzadkość wśród polityków. Do naszego miasta próbował wprowadzić tolerancję i kulturę sporów o lepsze Pabianice. Próbował łagodzić obyczaje, ale nie zawsze ze skutkiem.

Był rodowitym pabianiczaninem. Chodził do „mechanika” przy ul. Piotra Skargi. Koledzy nazywali go „Długi”, bo był najwyższy w klasie. Potem ukończył Studium Nauczycielskie w Łodzi i Wydział Pedagogiczny na Uniwersytecie Śląskim. Przez 16 lat uczył w zakładzie wychowawczym, szkole specjalnej i Medycznym Studium Zawodowym. W wieku 56 lat przeszedł na emeryturę. W 1998 r. został radnym miejskim, a niedługo potem członkiem Zarządu Miasta. Od 2002 r. był przewodniczącym Rady Miejskiej.