Na boiskach treningowych Włókniarza wychowali się Paweł Janas, Piotr Nowak, Zdzisław Leszczyński. Dziś tymi placami zarządza Miejski Ośrodek Sportu i Rekreacji.
Piłkarzom nie w głowie doskonalenie techniki. Podczas treningów myślą o tym jak utrzymać równowagę w błocie, jak nie wpaść w rozległe bajoro, jak nie przewrócić się o kępy dzikiej trawy. O murawie mogą tylko pomarzyć.
- Nasze boiska nie mają drenażu i są nadmiernie obciążone - tłumaczy Piotr Adamski, dyrektor MOSiR-u. - Trenuje na nich kilkanaście grup młodzieżowych. To doprowadziło do złego stanu. W 2000 roku jedno boisko zabrano pod budowę hali tenisowej. Co jeszcze pogorszyło sytuację.
Obok hali tenisowej powstały dwa małe boiska, gdzie już podczas wakacji miały trenować dzieci.
- Jeszcze nie ma zgody wykonawcy na użytkowanie tych boisk - mówi Adamski. - Gdy będziemy ją mieli, od razu wpuścimy tam młodych piłkarzy. Duże boiska treningowe wyremontujemy dopiero w wakacje.
Grozę budzi stan bramek. Są zardzewiałe, niemalowane od kilkunastu lat, potwornie brudne.
- Czy brudne bramki przeszkadzają grać w piłkę? - pyta dyrektor. - Pomalujemy je podczas remontu boisk.

Po treningu w błocie piłkarze chcieliby wejść do ciepłej, czystej i suchej szatni. Ale witają ich odrapane ściany, grzyb, bałagan. Pod natryski wchodzą wyłącznie ryzykanci.
- Grałem tu piętnaście lat temu i nic się nie zmieniło - mówi były piłkarz. - W szatniach jest ten sam kolor ścian, brud w tym samym miejscu.
Parę lat temu do Pabianic przyjechały na sparingi drużyny Korona Kielce i Amica Wronki.
- Zawodnicy Amiki stwierdzili, że o niebo lepsze warunki mają skazani siedzący we wroneckim więzieniu - zżyma się były zawodnik.
W szatni dla szkoleniowców trzy czwarte powierzchni ścian zajął potężny grzyb. Kto chce skorzystać z toalety, ten musi się poważnie zastanowić. Sedes i umywalka wyglądają jakby przetrwały co najmniej jedną wojnę.
- W przyszłym roku będziemy się starali położyć płytki - obiecuje Adamski. - Co roku składamy prośby o dofinansowanie. Niestety, nieskutecznie.

Jedną szatnię rok temu pomalowali rodzice piłkarzy. Materiały kupił MOSiR. Farba ze ścian już odłazi.
- Nie widziałem tego - twierdzi dyrektor. - Piłkarze nie życzą sobie, żebym wchodził do szatni.
W pobliskich miastach (Łasku, Konstantynowie, Aleksandrowie, Poddębicach) tamtejsze ośrodki sportu wręcz kwitną. Pabianicki coraz bardziej podupada.
- Nie jest tak, że ja nie chcę niczego robić - broni się Adamski. - Działam w określonych warunkach. Myślę, że wyciągam ośrodek z dołka.

Najwyższy czas, by władze miasta uderzyły pięścią w stół, nie tylko w sprawie MOSiR-u, ale całego pabianickiego sportu. Gdzie jest koordynator do spraw sportu, o którego tak usilnie zabiegano? W 2007 roku upadła zawodowa koszykówka, piłkarze biegają po V-ligowych klepiskach. Inne dyscypliny wegetują dzięki grupce zapaleńców. Trzeba to zmienić. Chyba że rządzący obecnej kadencji chcą się zapisać w historii miasta jako grabarze pabianickiego sportu.
Piszę te słowa nie jako dziennikarz. Przemawia przeze mnie żal i rozgoryczenie zwykłego kibica. A takich w naszym mieście są tysiące.
Grzegorz Ziarkowski