Poniedziałek, godzina 15.00. O tej porze w centrum miasta jest największy ruch. Reporter Życia Pabianic będzie udawał nieprzytomnego. Najpierw dzwonimy do pogotowia i informujemy o naszej akcji. Nie chcemy, by bez powodu wysyłali karetkę. Nasz reporter siada na ławce przy ul. Zamkowej (pod SDH Trzy Korony). Po chwili osuwa się i udaje, że zasłabł.

Obok człowieka niedającego znaków życia przechodzi kilkadziesiąt osób. Wszyscy mijają go obojętnie Odwracają głowy.

- Ale pogazował - mówi do kolegi kilkunastoletni chłopak i śmieje się.

Młoda kobieta z dzieckiem w wózku przystaje na chwilę. Szuka czegoś w torebce. Mamy nadzieję, że wyjmie telefon komórkowy i zadzwoni po pogotowie. Ale wyciąga chusteczkę i wyciera dziecku nos.

Mija 15 minut. Leżący człowiek nie wzbudza współczucia. Jeszcze raz dzwonimy na pogotowie. Kończymy sprawdzian.

- Może gdyby leżał tam pół dnia, ktoś by się nad nim zlitował - komentuje dyżurny pogotowia.

Piątek, godzina 16.00. Chcemy "ukraść" samochód w centrum miasta w godzinach szczytu. Auto parkujemy przy ul. Kilińskiego przed SDH Trzy Korony. Na przystanku autobusowym stoi tłum. Przy budkach z hamburgerami zajęte są wszystkie stoliki. Reporter naszej gazety zaczyna przyglądać się samochodom na parkingu. Zerka przez szyby i pod podwozia. Potem podchodzi do naszego auta i bacznie obserwuje teren. Zaczyna majstrować przy zamku. Trwa to kilka minut. W końcu otwiera drzwi i szybko wsiada.

Chwilę później zaczyna wyć alarm. Ale nie wzbudza to niczyich podejrzeń. Tuż obok przy stoliku dwie kobiety jedzą hamburgery. Odwracają głowy. Tylko na chwilę. Nie reagują też ludzie na przystanku. Obojętnie spoglądają w stronę wyjącego auta.

Alarm hałasuje 15 minut. Nikt nie wzywa policji.


***
Dlaczego jesteśmy obojętni

Tłumaczy Małgorzata Stępień, psycholog z poradni przy ul. Brackiej.

- U podłoża zobojętnienia leży lęk. Boimy się reagować, bo nie wiemy, co może nas spotkać. Do tego dochodzi poczucie, że jesteśmy bezsilni, że nasze pozytywne reakcje nie przyniosą skutku. Może się to wiązać z przeżyciami z przeszłości. Własnymi lub zasłyszanymi. Pewnie ci ludzie, którzy nie pomogli nieprzytomnemu na ulicy, wcześniej wzywali karetkę. I pewnie okazywało się, że wzywali ją nie do chorego, tylko do pijanego.