- Postanowiłam, że każdego roku nauczę się jednego języka korzeni z jednego kontynentu - tłumaczy. - Teraz uczę się zuluskiego, w przyszłym roku chcę poznać język cherooke Indian.
Mało znanymi językami zaczęła interesować się na studiach. Kiedy pisała pracę magisterską, zorganizowała kurs języka arabskiego. Zapisali się na niego wykładowcy i jej promotor. Byli ciekawi tego tak mało znanego języka. Nawet nagrali kasety z kursem arabskiego dla poczatkujących.
Dlaczego wybrała zuluski?
- Szukałam jak najmniej znanego - wyjaśnia.
Posługuje się nim lud zamieszkujący południowo - zachodnią część Republiki Południowej Afryki.
Bardzo długo szukała odpowiedniego podręcznika.
- Choć graniczyło to z cudem, znalazłam podręcznik angielsko - zuluski w małej księgarni językowej w Dublinie - wspomina. - Do niego była dołączona płyta, dzięki której poznałam wymowę. A mówi się bardzo trudno.
Najwięcej kłopotu sprawiają formy "klikające". Żeby wymówić słowo, musi pracować tylna część języka. Wydaje dźwięki, jakie można usłyszeć przy otwieraniu butelki albo cmokaniu na konia.
- To bardzo skomplikowany język, ma dziwne formy - mówi. - Jest też dużo zapożyczeń z języka angielskiego, ale najbardziej zaskoczył mnie brak czasownika "być".
Jak każdy samouk, najpierw uczy się słówek, a na końcu zajmuje gramatyką. Potrafi już w języku Zulu zapytać o nazwisko, zamówić danie w restauracji, powiedzieć, co jej dolega u lekarza. Nie miałaby też problemu ze zrobieniem zakupów.
- Chciałam podzielić się swoją wiedzą z innymi pabianiczanami, jednak w ciągu dwóch miesięcy tylko jeden człowiek zainteresował się tym językiem - mówi.
Chce doskonalić język i zamierza nawiązać kontakt z Zulusami. W akademiku Uniwersytetu Medycznego w Łodzi znalazła trzech studentów, którzy są Zulusami. Czasami zaczepia na ulicy ludzi, którzy mówią w afrykańsko brzmiącym języku i pyta czy to zuluski.
- Teraz przymierzam się do nauki języka Indian Cheerokie - dodaje. - Już wiem, że nie używają spółgłosek: z, h i m.