20-letnia Julita wypadła z okna na drugim piętrze w kamienicy przy zbiegu ulic Konopnej i Konstantynowskiej. Była noc ze środy na czwartek. Po północy sąsiedzi usłyszeli hałas.

- Często nad naszym mieszkaniem były imprezy, ale w tę noc było cicho - mówi sąsiad. - Około godziny wpół do pierwszej usłyszałem huk i pomyślałem: "Komu chce się wynosić śmieci o tej porze?". Wyjrzałem przez okno i zobaczyłem, że we wjeździe do bramy leży dziewczyna we krwi. Sąsiad wezwał pogotowie. Dopiero rano zobaczyłem, że mam wybitą szybę. Musiała chyba o nią zawadzić, jak leciała.

Julita nie odzyskała przytomności. Upadając, złamała kręgosłup. Leży na oddziale intensywnej terapii w łódzkim szpitalu.

- To było u mojej córki. Tam mieszka taki pan i... bez przerwy są schadzki - mówi załamującym się głosem matka właścicielki mieszkania, w którym rozegrała się tragedia.

Oficjalnie na drugim piętrze kamienicy mieszka 26-letnia Renata P. z trójką dzieci. Dwoje starszych chodzi do szkoły podstawowej. Najmłodsze ma pół roku.

- To dziecko jest Mariusza. Starsze ma z pierwszego małżeństwa - opowiada sąsiadka. - To biedna dziewczyna. Ona ma grupę inwalidzką i chodziła do szkoły specjalnej. Ten drań ją wykorzystuje.

W małym mieszkaniu żyła spora "rodzina": Renata z dziećmi, Mariusz K. i druga kobieta, którą przyprowadził - 20-letnia Julita.

- Obie były jednego mężczyzny, ale chyba to im nie przeszkadzało. Razem spali, pili, chodzili po zakupy - wylicza staruszka z kamienicy.

- Renata jest zaślepiona miłością. Nieważne, co jej zrobi ukochany, oby tylko był - dodaje sąsiadka.

- Mieliśmy sygnały, że tam mieszka spore towarzystwo - mówi Joanna Ubych, dyrektorka Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. - Dlatego pracownica opieki odwiedziła mieszkanie siódmego lipca. Zastała wszystkich i poprosiła Renatę o rozmowę na osobności. Tłumaczyła, że to nienormalna sytuacja. Oferowała pomoc. Ale Renata nie skorzystała.

Drugi raz opiekunka przyszła w towarzystwie kuratora społecznego - 13 lipca. Zaproponowali, by starsze dzieci poszły na półkolonie.

- Miałyby opiekę i zjadłyby obiad, ale dzieci nikt nie przyprowadził - dodaje Ubych. - Uzyskaliśmy informację, że starsze dzieci często przebywają u babci. Chodziły do szkoły i nie sprawiały kłopotów. Są zadbane, nakarmione. Ich matki nikt nie widział pijanej.

Opieka społeczna nie pomagała finansowo.

- Płacimy tylko zasiłek rodzinny na dwoje starszych dzieci. Rodzina od dłuższego czasu nie zgłasza się do nas po pomoc - wyjaśnia dyrektorka.

19 lipca Julita wypadła z okna. Policja zatrzymała na 48 godzin Mariusza K. Nie ma świadków, którzy widzieli, że ktoś "pomógł" Julicie skoczyć z okna. Po przesłuchaniu Mariusza K. zwolniono do domu.

- Jak rozmawiałem z kochankiem tej sąsiadki, to powiedział, że była pijana, dostała jakieś narkotyki i sama wyleciała. Ja w to nie uwierzę - mówi jeden z sąsiadów.

Większość lokatorów nie daje wiary w nieszczęśliwy wypadek.

- Sam kiedyś ćwiczyłem wyskoki z okien - mówi mężczyzna z drugiego końca kamienicy. - Oni tam mają weneckie okno. Są trzy szyby i parapet szeroki na metr czterdzieści. Dziwne, że ona tak sama wyleciała...

- Od jakiegoś roku był spokój. Kochanek sąsiadki dostał kuratora i nie ma prawa tu przebywać. Wcześniej, jak były burdy, poszliśmy do dzielnicowego i sprawa zahaczyła o sąd. W końcu zabronili mu tu przychodzić i było spokojniej.

Mariusz K. miał już wyrok w sprawie karnej.

- Wykonujemy szereg czynności, aby ustalić przebieg zdarzenia. Nic więcej powiedzieć nie mogę - mówi nadkomisarz Sławomir Komorowski z Wydziału Dochodzeniowo-Śledczego.

- Słyszałam, jak nocami bił swoje kobiety - mówi jedna z sąsiadek. - Mówił na nie "moje kurwy". Raz do mnie podszedł i powiedział: "Widzi pani, jak te kurwy kocham? Co by z nimi było, gdyby nie ja?".

- On chyba te kobiety opętał, taki brzydki i zły mężczyzna, a one tak go słuchały - dodaje druga lokatorka. - Sąsiadkę zza ściany straszyli, że ją wykończą i przejmą jej mieszkanie. Co ta kobieta przez nich wycierpiała!