Kanapy dla pasażerów karety są wyściełane skórą. Bat woźnicy jest z rzemienia, a resory pojazdu z drewna giętego w wodzie. Na nierównej drodze uginają się dostojnie. Takimi karetami pojadą lalki małych mieszkanek USA.

- Szykujemy je na targi w Chicago, gdzie polecimy jesienią - mówi Jolanta Piasecka. - W Ameryce drewniane zabawki stają się bardzo modne.

Piaseccy, którzy robią te cudeńka, zaczynali od budowania domu - też dla lalek. Pierwszy domek stawiali pół roku temu. Najpierw Leszek ślęczał nad rysunkami. Wymyślał rozkład pokoi, miejsce na okna i meble. W wyobraźni dopasowywał deseczki i kołki. Drewna dotknął dopiero po trzech miesiącach.

- Tego nie da się zaprojektować na komputerze, bo drewno można oswoić jedynie obrabiając je ręcznie - tłumaczy.

Każda zabawka to dziesiątki półmilimetrowych deseczek tworzących ściany, podłogi, dachy. Zamiast gwoździ, które mogłyby zrobić krzywdę dzieciom, są kołeczki cienkie jak wykałaczki. Próby trwały miesiącami.

- Gdy myślałem, że opanowałem drewno, zaczęły pękać deski w domkach - wspomina Piasecki. - Długo nie mogłem dojść, co się dzieje. Kosztowało to sporo nerwów i kilka paczek papierosów, ale po miesiącu znalazłem błąd.

Piaseccy pilnują jakości swych zabawek. Każda deseczka jest starannie szlifowana, lakierowana i znów gładzona. Nie ma drzazg, krzywych ścian, nierównych nóg u krzeseł.

- Nasze zabawki to ekskluzywne i drogie wyroby, dlatego nie nastawiamy się handlować w Polsce - dodaje Leszek. - Są modne w Ameryce, Anglii, Niemczech. W Polsce króluje jeszcze plastikowa lalka Barbie.

Zabawki z Pabianic są ręcznie dopieszczone. Każde drzwi i okno można otworzyć. Nie zacinają się, nie skrzypią. Żyrandole w domkach i lampy w karocach świecą się. Na półkach szafek można układać ubrania dla lalek. Pierwsi zobaczą te cudeńka goście targów w Poznaniu. W kwietniu Piaseccy jadą tam, by wziąć udział w imprezie "Świat dziecka".

- Ceny mamy wysokie, bo nasze zabawki są bardzo pracochłonne - tłumaczy Leszek.

Nad czterema kołami do karety trzeba cierpliwie siedzieć trzy dni po osiem godzin. Ale dzięki temu mają drewniane resory i lekko kręcą się podczas jazdy.

Do świata lalek Piaseccy zabrali wspólnika, Eugeniusza Głowackiego. Razem przygotowują się do podbijania światowych rynków.

- Zarabiamy na razie tyle, że wystarcza na utrzymanie pracowników. Zyski będą, gdy wejdziemy na amerykański rynek. Przyznam, że wzbudzamy tam spore zainteresowanie - Piasecki uchyla rąbka tajemnicy.

Aby drewniane zabawki dobrze się prezentowały, dodają do nich piękne lalki, ręcznie robione z krakowskiej pracowni Wyspiańskiego. Takie lalki w Krakowie "rodzą się" od stu lat.

Piasecki zna odpowiedź na pytanie, skąd się ma smykałkę do drewna.

- Gdy byłem mały, zrobiłem traktorek ze szpulek tkackich. Miał nawet zębatki. Ciągnęło mnie do dłubania w drewnie. Smykałkę odziedziczyłem po dziadku, który przed wojną robił meble.