Oddział ortopedyczny pabianickiego szpitala. W zeszłym tygodniu przyjęto tu czterech nowych pacjentów. Leżą na jednej sali. Wszyscy są działkowcami.

Janowi lekarze amputowali palce stopy. Dokończyli to, co zaczęła kosiarka do trawy.

- Palców nie udało się uratować - mówi doktor Paweł Witkowski, ordynator oddziału ortopedycznego.

Wirujące noże obcięły je równo, jak przy linijce. Lekarze i pielęgniarki nazywają Jana "Pomysłowym Dobromirem", bo pechową kosiarkę zrobił własnoręcznie. Zamontował w niej noże sporo dłuższe od fabrycznych.

Szczęście w nieszczęściu miał Wacław. Mężczyzna ocieplał dom. Pracował na rusztowaniu prawie cztery metry nad ziemią. Robota go tak wciągnęła, że nie zauważył gdy… skończyło się rusztowanie.

- Runąłem jak kloc - opowiada. - Myślałem, że się już nie podniosę.

Wacław waży ponad 100 kilogramów. Dlatego dotkliwie się potłukł.

- Prześwietlenie wykazało, że ma też złamaną kość w stawie biodrowym - mówi doktor Witkowski.

I tu Wacław miał szczęście. Upadając złamał "sopel". Tak ortopedzi nazywają tkankę, która narasta tam, gdzie nie powinna i przeszkadza w poruszaniu się.

- To zwyrodnienie kości i tak kiedyś trzeba by było wyciąć - mówi doktor.

Na sąsiednim łóżku leży Henryk. Pracując na działce stracił palec.

- Ciąłem krajzegą drewno na opał - opowiada. - To była chwila nieuwagi. Zbyt wcześnie sięgnąłem po kolejną deskę.

Kręcąca się piła odcięła kciuk i poharatała pozostałe palce prawej ręki.

W sąsiedniej sali leży Krzysztof - kolejna ofiara piły elektrycznej.

- Denerwował mnie pieniek, wystający w pobliżu domu - mówi. - Postanowiłem go wyciąć.

Piłę stracił z oczu tylko na sekundę. Odwrócił głowę, gdy ktoś go zawołał. Zęby złapały roboczą rękawicę.

- Poczułem szarpnięcie i pociemniało mi w oczach - opowiada pacjent.

Miał sporo szczęścia. Piła poszarpała dłoń, ale palce ocalały.

Tomasz omal nie odciął sobie nogi na wysokości kolana.

- Ciąłem śruby szlifierką kątową - opowiada.

Pechowa okazała się ostatnia śruba. Maszyna nagle szarpnęła i zjechała wprost na nogę.

- Nie poczułem bólu. Myślałem, że zahaczyłem tylko o ziemię. Wróciłem do pracy - opowiada pan Tomasz.

Ranę zauważył dopiero po chwili, gdy z nogi zaczęła sączyć się krew. Tarcza szlifierki głęboko przecięła mięśnie.

- Co roku o tej porze mamy pełne ręce roboty z działkowcami - mówi doktor Paweł Witkowski, ordynator ortopedii.

- Podejrzewam, że przez zimę działkowcy zapominają o ostrożności - dodaje Hanna Dreczko, przełożona pielęgniarek na ortopedii.

Wśród personelu do dziś krąży opowieść o działkowiczu, który upiłował gałąź drzewa, na której siedział.

- O wyjątkowym pechu może mówić dziewczyna, którą przywieźli do nas w zeszłym roku - opowiada oddziałowa. - Czyściła ręką zapchaną kosiarkę. Niestety, nie wyłączyła maszyny. Straciła wszystkie palce prawej dłoni.

Lekarze najczęściej szyją rany szarpane i cięte, składają połamane nogi i ręce, opatrują potłuczenia. Doktor Witkowski sam majsterkuje. Ma krajzegę i lubi "robić" w drewnie. Zrobił boazerię i altanę w ogrodzie, ale…

- Jestem bardzo ostrożny. Nigdy nie trzymam ręką ciętej deski. Zawsze posługuję się drugim kawałkiem drewna - śmieje się. - Codziennie w szpitalu spotykam się z "kolegami majsterkowiczami", którzy nie mieli tyle wyobraźni.

Czasem pacjenci przyjeżdżają z odciętym palcem i proszą o przyszycie. Przeważnie nic się nie da zrobić, bo cięcie jest nierówne. Skóra, mięśnie i kości poszarpane, a cała rana zabrudzona np. trocinami.

- Wtedy możemy ją tylko oczyścić i zaszyć - mówi doktor.