„W tym sklepie sprzedają nieświeżą wędlinę", „handlują tu nieprzebadanym mięsem" - takie skargi najczęściej wpływają do sanepidu.

- Dzięki temu wiemy, które placówki musimy częściej kontrolować - mówi Małgorzata Sumińska, powiatowy inspektor sanitarny. - Ludzie czują się oszukani i niestety piszą prawdę.

Klienci nie mają komu się poskarżyć, bo już dawno ze sklepów zniknęły księgi skarg i zażaleń. Bywa też, że ekspedientka z brudnymi rękoma to… właścicielka sklepu. W zeszłym roku do sanepidu wpłynęło kilkadziesiąt podobnych informacji. Wszystkie sprawdzono.

- Trudno jest udowodnić, że pasztetowa lub kaszanka była w sklepie nieświeża - dodaje Sumińska. - To produkty o krótkim terminie przydatności do spożycia i ciężko stwierdzić po kilku dniach, czy były nieświeże w momencie sprzedaży, czy popsuły się dopiero w domu, bo np. nie leżały w lodówce.

„Mój sąsiad kładzie na domu nową elewację. Wiem, że nie ma zezwolenia" - takie listy przychodzą do Starostwa.

- Kilka razy dziennie dostaję donosy - mówi Janusz Dąbek, naczelnik Wydziału Nadzoru Budowlanego w Starostwie. - Teraz na wiosnę dopiero się zacznie. Już widzę te anonimy: "sąsiad zaczął kopać ogródek, jak nic zaraz będzie wylewał fundamenty".

Komuś przeszkadza kuchenne okno sąsiada, bo zapachy z patelni wlatują mu do pokoju. Napisał o tym do nadzoru budowlanego.

- Na te niepodpisane z reguły nie reagujemy, no chyba że sprawa wygląda poważnie. Wtedy wszczynamy dochodzenie z urzędu - tłumaczy Dąbek. - Czasami rzeczywiście udaje się coś wykryć, a wtedy informacje od donosicieli są bardzo cenne. Bez zezwoleń budować nie wolno, bo może to być niebezpieczne.

„Kowalska dostała rentę, a jest zdrowa jak ryba" - nierzadko taki donos ląduje na biurku szefowej ZUS-u.

- Piszą, że komuś niewłaściwie przyznano jakieś świadczenie, albo że ktoś wyłudza pieniądze - wylicza Wiesława Kwiatkowska z ZUS-u.

Pewien pracodawca się zdenerwował, kiedy jego pracownica ciągle przynosiła zwolnienia lekarskie, a w rzeczywistości nie była chora, tylko dorabiała sobie w domu. Zadzwonił do ZUS-u.

- W takich przypadkach informację przekazujemy do orzecznictwa - wyjaśnia Kwiatkowska. - Jeżeli lekarz uzna zwolnienie za bezzasadne, wtedy wydajemy odmowę wypłaty świadczeń, a pracownik musi wrócić do pracy.

"Skoro strażnicy miejscy dostają mydło, to niech mają obowiązek robić z niego użytek…" - napisał ktoś w liście do prezydenta Jana Bernera.

- Ten list był podpisany moim imieniem i nazwiskiem - mówi Adam Marczak, sekretarz miasta. - Pewnie wiedział, że anonimy od razu lądują w koszu.

Niedawno do prezydenta z prośbą przyszedł pracownik Zarządu Dróg i Zieleni. Chciał przeniesienia do brygady, w której… są kobiety. Według niego, jego koledzy zbyt często przeklinali. Prośba została spełniona.

- Widocznie w inny sposób nie mógł tego załatwić - tłumaczy Marczak.

Prezydent nierzadko dostaje skargi na przetargi. Ludzie piszą też, że mają kłopoty z zakupem działek i informują o sporach z wydziałem geodezji.

„Mój szef nie wystawił mi zaświadczenia PIT-11" - aż cztery takie donosy wpłynęły już w tym roku do „skarbówki". Napisali je pracownicy, którzy przez lenistwo szefa nie mogli rozliczyć się z Urzędem Skarbowym.

- Czy to anonim, czy nie, wszystko jest rozpracowywane - zapewnia Grzegorz Sokalszczuk, zastępca naczelnika Urzędu Skarbowego. - Owszem, zdarzają się wśród nich te podyktowane zawiścią, jakieś skargi sąsiedzkie czy rodzinne zatargi o podział majątku. Ale część informacji się potwierdza.

W ubiegłym roku w „skarbówce" rozpracowali 18 donosów. 5 było prawdziwych.

- Znalazły finał w odpowiednich sankcjach karnych - dodaje Sokalszczuk.

„Groźny, wielki pies bez kagańca codziennie biega po naszej ulicy" - ten donos wpłynął ostatnio do Straży Miejskiej.

- W tygodniu mamy średnio około dwudziestu-trzydziestu takich informacji - mówi komendant Adam Wielechowicz. - Jak ludzie nie mogą czegoś załatwić, piszą do nas.

Później dzwonią i dziękują, że mandat poskutkował i w końcu ktoś posprzątał pierwszy raz przed swoim domem albo odgarnął śnieg z chodnika, albo wywiózł śmierdzące śmieci.

„Przed naszym wieżowcem w każdą sobotę handlują narkotykami" - takiego doniesienia policjanci nie lekceważą. Pabianicka komenda prowadzi wiele spraw, które swój początek wzięły z donosów.

- To dzięki czujności i odwadze pabianiczan groźni bandyci nierzadko lądują za kratkami. Mamy specjalny numer telefonu zaufania, pod którym anonimowo przekazywane są informacje - wyjaśnia Andrzej Baczyński, rzecznik prasowy policji. - Każda informacja jest niezwykle skrupulatnie sprawdzana.