Lecznica funkcjonuje normalnie?
- Nie. Staramy się umawiać pacjentów pojedynczo, co pół godziny, aby uniknąć kontaktów w korytarzu. Gabinet funkcjonuje krócej.

Przyjmujecie wszystkie przypadki?
- Staramy się raczej przyjmować takie, gdzie rzeczywiście pomoc jest niezbędna: gdy jest zagrożenie życia, przy zatruciach, szczepieniach, gdy potrzebne leki. Teraz jest też dużo kleszczy. Myślimy w tym przypadku nie tylko o zwierzętach, bo o ich opiekunach także.

Właściciele zwierząt dostosowali się do nowych zasad?
- Nadal zdarza się im przychodzić z głupotami, ale nie to jest naszym największym problemem. Nie szanują naszego czasu, są niepunktualni, co teraz jest szczególnie ważne. Po drugie, przychodzą bez maseczek czy rękawiczek. Lekceważą swoje i nasze bezpieczeństwo. Nie respektują też próśb o telefoniczne umawianie się na wizyty.

Utrudnia to pracę?
- Oczywiście. Nikt nie ma ochoty przecież zetknąć się z koronawirusem, bo to oznacza nie tylko problemy ze zdrowiem. Kwarantanna wykluczy nasz gabinet z funkcjonowania. Apelujemy więc o zrozumienie i dostosowanie się do zaistniałej sytuacji.

Ludzie boją się, że ich pupile mogą mieć koronawirusa i ich zarazić?
- Na szczęście „wujek google” działa, więc są coraz bardziej świadomi, że ze strony zwierząt im nic w tej kwestii nie grozi. Przyznam, że po wieściach ze Stanów Zjednoczonych, gdzie zachorowały tygrysy w ogrodzie zoologicznym, kilka osób zapytało mnie czy to jest możliwe.

Co Pan odpowiedział?
- Powiedziałem, że w Pabianicach nie ma tygrysów i nam nic nie grozi (śmiech).

Jakie są objawy tej choroby u zwierząt?
- Podobne do ludzkich, tylko proszę mi powiedzieć, kto w Polsce wykona psu czy kotu test na obecność wirusa, skoro dla ludzi ich brakuje? Na czworonogi czyhają inne, bardziej prawdopodobne zagrożenia?

Jakie?
- Oprócz wspomnianych kleszczy, zatrucia pokarmowe. Musimy zwrócić uwagę, co nasze zwierzaki zjadają w czasie spacerów. Była ciepła zima, w wielu miejscach trawy są przegniłe, co stwarza zagrożenie. Niebezpieczne są też gumy do żucia czy cukierki wyplute przez człowieka. Dla czworonogów to istna bomba biologiczna. Ludzie często wyrzucają odpadki gdzie popadnie, np. chleb. Jak spleśnieje, a pies to poliże lub zje, nieszczęście murowane. Niebezpieczne są też trawniki spryskane chemią.

Często zdarzają się zatrucia?
- Tak. Ostatnio mieliśmy dwa, w tym jeden przewlekły. Musieliśmy usunąć psu śledzionę. Zatruł się pestycydami na własnym podwórku. Od kilku lat bawił się na trawniku, obok którego jego opiekunowie wylewali chemię. Takie rzeczy trzeba przewidywać. Całe szczęście, że właściciel zorientował się, co mogło pieskowi zaszkodzić. Dzięki temu wiedzieliśmy, jak mamy pomóc.

Pacjent przeżył?
- Owszem, na szczęście zwierzakowi ma się na życie.