- To skandal! Zwłoki od pisuarów oddzielał tylko parawan - denerwował się Czytelnik Życia Pabianic. - Wszedłem tam za potrzebą, ale nie miałem sumienia rozpiąć spodni. Poszedłem więc do sutereny. To oburzające, że w szpitalu nie szanuje się zmarłych!

Sprawdziliśmy. Do toalety, w której załatwiają się pacjenci, w czwartek wwieziono ciało człowieka, który zmarł chwilę wcześniej. Leżało tam ponad 2 godziny.

- Przykro mi to mówić, ale nie mamy gdzie trzymać zmarłych - tłumaczy się Tomasz Łukasik, zastępca szefa pabianickiego pogotowia. - Obowiązuje nas przepis stanowiący, że zmarli muszą przez dwie godziny leżeć w obrębie oddziału, na którym nastąpił zgon.

Co się działo wcześniej? Dochodziła godzina 11.00, gdy nieprzytomnego pacjenta przywiozła karetka pogotowia. Sanitariusze wnieśli go na noszach. Mężczyzna był w krytycznym stanie. W gardle miał rurkę tracheotomiczną, która "pomaga" oddychać. Z rurki sączyła się krew.

Pogotowie wezwał do niego doktor Wojciech Romanowski z Zakładu Opieki Zdrowotnej Pabian Med przy ul. Szpitalnej.

- Pacjent był przewlekle chory. Leżał w naszym Zakładzie Opiekuńczo-Leczniczym. Od dawna był nieprzytomny - mówi doktor Romanowski. - Wezwałem pogotowie, bo stan zdrowia chorego nagle się pogorszył. Więcej o nim nie powiem. Obowiązuje mnie tajemnica lekarska.

Sanitariusze pogotowia mieli zawieźć pacjenta na intensywną terapię. Jednak lekarka dyżurna zdecydowanie odmówiła przyjęcia mężczyzny.

- Z dwóch powodów - tłumaczy Krystyna Kępińska, która w czwartek pełniła dyżur na OIOM-ie. - Po pierwsze, nie było ani jednego wolnego łóżka. Ale nawet gdybym miała wolne miejsce, decyzja byłaby taka sama. Nie mogłam pomóc temu człowiekowi. On umierał.

- Pacjent był w stanie agonalnym - potwierdza Tomasz Łukasik, zastępca szefa pogotowia.

Lekarze z OIOM-u udzielili konającemu doraźnej pomocy w Izbie Przyjęć. Odsączyli krew z rurki tracheotomicznej, podali leki przeciwkrwotoczne. Doktor Łukasik zadzwonił do doktora Wojciecha Romanowskiego. Obaj lekarze kilkanaście minut spierali się, co zrobić z umierającym.

- Problem polegał na niedopełnieniu formalności. Doktor Romanowski powinien najpierw zapytać, czy na OIOM-ie są wolne łóżka - uważa Tomasz Łukasik.

- Trudno, żebym w obliczu zagrożenia życia szukał miejsca w szpitalu. Wysłałem pacjenta do najbliższego OIOM-u - mówi doktor Romanowski.

Kłócących się o procedury lekarzy, pogodził pacjent. Bo zmarł.

- Najprawdopodobniej i tak nie pożyłby dłużej niż kilka dni. Ale wtedy miał szansę na ratunek - twierdzi doktor Romanowski.

Chwilę później wózek z ciałem mężczyzny wylądował w ubikacji.

- To normalna procedura w tym szpitalu - nie dziwi się jeden z lekarzy, który chce pozostać anonimowy. - W szpitalu nie ma miejsca, gdzie można przetrzymać zwłoki przez dwie godziny, zanim pojadą do przechowalni. Na większości oddziałów zdarza się, że zwłoki czekają w ubikacji. Inaczej chorzy musieliby dwie godziny leżeć ze zmarłymi.


***
Co na to dyrektor szpitala

Mówi Paweł Górski:

- To jakieś nieporozumienie. Jestem zaskoczony. Tak nie może być. Załatwię pomieszczenia, gdzie będzie można przechowywać zwłoki zgodnie z przepisami.