- Wyjeżdżałam z podwórka, kiedy na drodze stanął mi lis - opowiada pani Małgorzata z ulicy Widzewskiej. - W pysku trzymał jajko. Wypuścił je i przez długą chwilę przyglądał mi się, zanim odszedł. Był strasznie chudy, skurczony. Wyglądał na chorego. To nienormalne, żeby lis biegał po ulicy w biały dzień i nie uciekał na widok ludzi.

Pabianiczanka zaalarmowała Straż Miejską. Na ulicę Widzewską sprowadziła się niedawno. Ma małe dziecko. Boi się, że zwierzę może być wściekłe.

- Ale strażnicy nic nie robią - denerwuje się.

Pani Małgorzata wskazała strażnikom miejsce, gdzie lisy się skryły. Za jej domem, między schroniskiem dla zwierząt a płotem fabryki Madro, jest kawał ziemi niczyjej, porośniętej wysoką trawą. Tam stoi opuszczona altanka. W środku leżą ptasie pióra i kostki - resztki lisiej uczty.

- Sytuacja jest pod kontrolą - zapewnia Adam Wielechowicz, zastępca komendanta strażników. - Zrobiliśmy wizję lokalną. Na lisa się nie natknęliśmy, ale są jego ślady.

Strażnicy powiadomili powiatowego lekarza weterynarii i przygotowują się do akcji. Czyszczą strzelbę z nabojami usypiającymi.

- Kazali mi obserwować teren i dać znać, gdy lis znowu się pojawi - mówi pani Małgorzata. - Akurat! Myślą, że będzie na nich czekał…

- Miasto i powiat są wolne od wścieklizny, ale jesteśmy w stanie pogotowia - zapewnia Andrzej Stradomski, powiatowy lekarz weterynarii. - W ubiegłym roku z samolotów zrzucaliśmy kostki dla lisów ze szczepionką przeciwko wściekliźnie.

Zdaniem weterynarza, lisy w naszych lasach bardzo się rozmnożyły. Kiedyś dziesiątkowała je wścieklizna, teraz są szczepione, żyją dłużej, trudniej im znaleźć jedzenie w lesie. Dlatego żerują nawet w mieście.

- Nie mamy pewności, czy lisy widziane w mieście są chore. Mogą być agresywne, bo wychowują młode. Lisy rodzą się w marcu - wyjaśnia weterynarz. - Strażnicy mają uśpić jedno zwierzę. Wtedy będziemy mogli je zbadać.

Lisy biegające po ulicy widziało wielu mieszkańców Widzewskiej.

- Są ze cztery sztuki. Biegają tu od kilku tygodni - opowiada mężczyzna, którego spotkaliśmy przy koszeniu trawy. - Buszują w zbożu. Jeden nawet przystanął i popatrzył na mnie. Sąsiadce zadusił kilka kur.

Gospodyni znalazła w kurniku 13 zaduszonych niosek. Nie wszystkie lis zdołał wynieść z kurnika.

- Ja też widziałem te lisy, ale się ich nie boję - mówi mężczyzna w średnim wieku. - Mam dwa psy. Dobrze pilnują obejścia.


***
Wirus wścieklizny atakuje system nerwowy człowieka (mózg, rdzeń kręgowy). Jest w ślinie chorych zwierząt. Nieleczona wścieklizna niemal zawsze prowadzi do śmierci.

U ludzi objawia się: pieczeniem w miejscu ukąszenia, gorączką, silnym bólem głowy, brakiem apetytu, nadpobudliwością, wodowstrętem, konwulsjami, halucynacjami i paraliżem. Okres wylęgania waha się od kilku dni do kilku miesięcy.

W przypadku pogryzienia lub bliskiego kontaktu ze zwierzęciem podejrzanym o wściekliznę należy: dokładnie umyć zranione miejsce wodą z mydłem, oczyścić ranę, pozwolić jej krwawić, szybko wezwać lekarza.