56-letnia Urszula P. przyznała się do winy. Sama zaproponowała karę: 3 lata więzienia w zawieszeniu na 10 lat. Sąd i prokurator nie mieli nic przeciwko temu. Księgowa musi jednak naprawić szkody - czyli oddać pieniądze co do grosza.

Ile tego jest? 209.942 zł Urszula P. musi zwrócić dwojgu pabianickich handlowców. To od nich brała pieniądze za wynajmowanie sklepów, ale nie wpłacała do kasy. 2.411 zł musi oddać Zakładowi Gospodarki Mieszkaniowej. To pieniądze, które księgowała, choć ich nie było. Ostatnią ratę skazana powinna spłacić do 17 lutego 2016 roku. Miesięcznie ma oddawać po 1.750 zł.

W ZGM Urszula P. pracowała od 1973 roku. Przyjmowała czynsze w Rejonie Obsługi Mieszkańców nr 2 przy ul. Moniuszki. Robiła to do kwietnia zeszłego roku. Wtedy wybuchła afera. Urszula P. na konto przyjaciela córki księgowała pieniądze wpłacone przez innych lokatorów.

Po kontroli wyszło też na jaw, że okrada dwoje właścicieli sklepów spożywczych. Od 6 lat bierze od nich pieniądze za czynsze (co miesiąc), a do kasy nie wpłaca ani grosza.

15 czerwca zeszłego roku Krzysztof Krauzowicz - dyrektor ZGM, złożył doniesienie do prokuratury. I natychmiast dyscyplinarnie zwolnił księgową.

W prokuraturze Urszula P. przyznała się do winy. Tłumaczyła, że sześć lat temu spotkało ją rodzinne nieszczęście. Mąż stracił pracę, dorosła córka była bezrobotna. Rodzina żyła z jednej pensji księgowej. Na dodatek córka zamieszkała u przyjaciela i urodziła drugie dziecko. Wydatki były ogromne.

Księgowa starała się utrzymać wszystkich. Zaczęła robić machlojki. Najpierw oszukała firmę, w której pracowała. Żeby ulżyć córce i jej przyjacielowi, nie brała od nich czynszu za mieszkanie komunalne. "Dziurę" w kasie łatała sprytnym księgowaniem. W ten sposób za mieszkanie przyjaciela córki płacili inni lokatorzy.

Ale księgowej było mało. Potrzebowała gotówki. Podpowiedziała więc sklepikarzom - Irenie K. i jej synowi Markowi K., że nie muszą co miesiąc biegać z pieniędzmi do kasy ZGM. Ona ich wyręczy. Zapracowani handlowcy byli wdzięczni księgowej. Odtąd Urszula P. regularnie przychodziła po spore opłaty za dwa sklepy. Od Ireny K. wzięła 92.224 zł, od Marka K. - 120.000 zł.

- Nie przypuszczałam, że nas oszukuje - zeznała poszkodowana Irena K. - Dawałam jej pieniądze i nie brałam potwierdzenia zapłaty, bo jej wierzyłam. Co prawda z ZGM dostawaliśmy monity, że mamy zaległości w płaceniu czynszu, ale nie wzbudziło to naszych podejrzeń. Zwykle płaciliśmy z opóźnieniem.